Ścisnąłem mocniej pięści i przeniosłem wzrok z dziewczyny na
resztę osób znajdujących się w pomieszczeniu.
- Czy Was już całkiem pojebało?! – krzyknąłem podbiegając do
Nicka i Petera, którzy jak się domyślacie byli odpowiedzialni za to
zamieszanie.
- Woah Bieber wyluzuj! – śmiech Nicka wyprowadził mnie z
równowagi. Jak ten idiota mógł się tak zachowywać, na dodatek krzywdząc Alice.
- Jesteście bandą popierdoleńców! Co ona Wam zrobiła?! –
szarpnąłem mocno za końcówki swoich włosów. Czułem jak gniew we mnie wzrasta i
za chwilę będę musiał go na kimś wyładować.
- Dzięki niej wiedziałem, że szybko się tutaj pojawisz,
Justin – do pokoju weszła nowa osoba. Nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć
kim ona była. Zaraz obok mnie pojawił się łysy, grubszy mężczyzna wystrojony w
garnitur jakby właśnie wracał z wesela. Poczułem zapach drogich cygar na co
jedynie się skrzywiłem. Pieprzony bogacz. Podał mi rękę, ale ja szybko
zignorowałem ten gest czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Musisz być z siebie dumny Derek, że wplątałeś w swoje
brudne interesy niczemu winną dziewczynę – zakpiłem patrząc mu w oczy.
Mężczyzna podszedł do mnie bliżej i wypuścił dym prosto w moją twarz. Jak ja
tego nienawidziłem!
- Bardziej jestem dumny z tego, że w końcu odzyskam samochód
– wyszczerzył się nadal trzymając w zębach cygaro.
Był tak cholernie pewny siebie, miał tylu ludzi pod sobą, a
żaden z nich mu nie doniósł, że auto, którego tak się domagał
najprawdopodobniej wylądowało na złomie. No cóż, wygląda na to, że ten zaszczyt
poinformowania go o tym fakcie przypadł mnie.
Jednak zanim zdążyłem coś powiedzieć podszedłem do Alice. To
ona dla mnie była w tej chwili
najważniejsza, ciężko mi się patrzyło na to w jakim obecnie była stanie, ale
musiałem coś zrobić.
- Alice… Alice spójrz na mnie – usiadłem obok niej na co od
razu się ode mnie odsunęła podkulając nogi. Wyglądała jak mała przestraszona
dziewczynka. Nie miałem pojęcia jak zareagować, nigdy nie spotkałem się z taką
głupotą, by niewinna osoba tak cierpiała. Mimo, że brunetka nie chciała ze mną
rozmawiać przysunąłem się do niej badając na jaką odległość mogę się do niej
zbliżyć.
- Przestań – usłyszałem słaby szept Alice. Poczułem ucisk w
żołądku, gdy zobaczyłem jak po jej policzku spływa pojedyncza łza. Kurwa, co ja
narobiłem.
- Posłuchaj nic Ci nie będzie, niedługo odwioze Cię do domu
– powiedziałem najspokojniejszym głosem jaki potrafiłem wtedy z siebie wydobyć,
ale to i tak nie pomagało. Brunetka podniosła na mnie wzrok, a w jej oczach
dostrzegłem ból i przerażenie. Nie mogłem uwierzyć w to, że jej piękna buzia
pokryta była teraz krwią i siniakami. Dziewczyna nic nie powiedziała, skuliła
się jeszcze bardziej co dało mi do zrozumienia, że nic więcej nie wskóram.
Westchnąłem głośno patrząc na Dereka.
- Taki z Ciebie boss, a nawet nie wiesz, że Twój pieprzony
samochód jest w totalnej rozsypce! Ostatni wyścig zakończył się w szpitalu,
dziwne, że takie informacje do Ciebie nie dotarły – oznajmiłem podchodząc do
Dereka.
Na jego twarzy od razu pojawiło się zdziwienie. Wiedział, że
jestem dobry w tym co robię, ale wypadków nie da się przewidzieć. Sam też
myślałem, że bez problemu znajdę się pierwszy na mecie, ale los miał inne
plany.
- Czy Ty sobie ze mnie żartujesz Bieber? – warknął
wyrzucając połowę cygara na ziemię.
- Wyglądam jakbym żartował? Mało co nie zginąłem, a Ty jak
zwykle przejmujesz się pieprzonym samochodem – powiedziałem nie zwracając uwagi
na ciśnienie, które się między nami wytworzyło. Wiedziałem, że mogę nieźle
oberwać, ale w ten sposób przynajmniej „wynagrodziłbym” się za cierpienie
Alice.
- Chyba nie muszę mówić, że mnie zawiodłeś – patrząc cały
czas w moim kierunku zaczął rozpinać swoją marynarkę w dziwnym ciemnofioletowym
odcieniu. Po chwili rzucił nią w Petera, a ten w ostatniej chwili zdążył ją
złapać. – Wiesz co to oznacza?
Zamknąłem oczy nabierając więcej powietrza niż zazwyczaj.
Oczywiście, że wiedziałem co to oznacza. Zaraz prawdopodobnie rozwali mi głowę,
jeśli nie zbiore się w sobie. Wypuściłem głośno powietrze czekając na pierwszy
ruch Dereka. Jak się okazało nie musiałem długo czekać, gdyż w kilka sekund
jego pięść miała spotkanie z moja twarzą. Bolało. Cholernie bolało, ale nie
mogłem się poddawać na samym początku walki. Szybko oddałem cios, a gdy
usłyszałem charakterystyczny dźwięk łamanej kości poczułem się pewniej. Właśnie
jednym uderzeniem złamałem temu skurwielowi nos. Jeśli wcześniej był wkurzony,
to nie chcecie wiedzieć jak wyglądał w tym momencie. Zaklął coś pod nosem po
czym rzucił się na mnie przygwożdżając mnie do ściany. Złapał moją koszulkę w
pięści podnosząc mnie do góry. Próbowałem się wyszarpnąć, ale ciężko mi to
szło.
- Chcesz grać bohatera Bieber? Bo już nie wiem czy mam zabić
Was oboje czy tylko Ciebie – syknął tuż przy moim uchu. Ponownie zebrałem w
sobie siły i wykorzystując ją całą odepchnąłem od siebie mężczyznę. Zdziwiłem
się kiedy przyszło mi to z dużą łatwością. W końcu był o wiele większy ode
mnie. Kątem oka zauważyłem, że ten idiota odłożył broń na stół. Wystarczyło
tylko po nią podbiec i załatwić sprawę raz na zawsze. Jednak nie byłem tam sam
to po pierwsze, a po drugie nie chciałem narażać Alice na tak tragiczne widoki.
- Pierdol się – splunąłem prosto w twarz Dereka. Miałem dość
jego humorów i tego, że jedyne co potrafił najlepiej to wykorzystywać innych.
Podszedłem do brunetki modląc się, by tym razem ze mną współpracowała.
Wyciągnąłem w jej stronę rękę na co popatrzyła na mnie niepewnie. Chwilę to
trwało zanim delikatnie złapała moją dłoń. Objąłem ją ramieniem prowadząc ku
drzwi. Odwróciłem się jeszcze na moment w stronę chłopaków.
- Nie martwcie się jeszcze tutaj wrócę – oznajmiłem
zostawiając ich i nie przejmując się tym, że Derek mało co nie wyszedł z siebie
widząc jak go najnormalniej w świecie olałem. Niech wie, że już nie będę jego
chłopcem na posyłki, zamienił moją pasję w jakiś cholerny teatrzyk.
Idąc w stronę samochodu wyczułem, że Alice dosłownie cała
się trzęsie. Dostrzegłem, że jej bluzka z jednej strony była rozerwana i w tym
właśnie miejscu wiatr nieprzyjemnie wdzierał się pod materiał. Zdjąłem szybko
bluzę podając ją dziewczynie. Gdy nie wzięła jej do ręki zatrzymałem się tym
samym zmuszając ją by zrobiła to samo. Spojrzała na mnie, a ja nic nie mówiąc
ubrałem na jej zmarznięte ciało bluzę. Jej milczenie powoli stawało się dla
mnie nie do zniesienia, ale wolałem nic nie mówić na ten temat.
Podróż powrotna dłużyła mi się jakby Alice mieszkała na
drugim końcu świata. Przy każdym zatrzymaniu na światłach spoglądałem w jej
stronę, ale cały czas jej wzrok utkwiony był w szybę. W końcu nie wytrzymałem i
zjechałem z głównej drogi, która prowadziła pod dom dziewczyny. Od razu
zauważyłam moją zmianę planów i odwróciła głowę w moim kierunku.
- Co Ty robisz? – zapytała wlepiając we mnie swoje
czekoladowe tęczówki. Mówiłem już, że uwielbiałem ten odcień?
- Chyba musimy pogadać – zacząłem, a w głowie starałem się
wymyślić kolejną część naszego dialogu.
- O czym? – spytała głupio i po chwili spuściła głowę
zaczynając bawić się palcami. Wyciągnąłem rękę w jej stronę i położyłem na
ściśniętych rękach Alice. Jej dłonie nadal były zimne dlatego tym bardziej ich
nie odsunąłem.
- Nie myśl o tym co się wydarzyło i nie martw się okej?
Wszystko będzie dobrze. Wiem, że to brzmi głupio, ale naprawdę tak będzie,
dopilnuje tego – oznajmiłem głaszcząc kciukiem dłoń dziewczyny.
Nie należe do facetów, którzy bawią się w taką delikatność,
ale tym razem musiałem spróbować tego sposobu. Alice już wystarczająco była
wystraszona wydarzeniami sprzed kilkunastu minut, nie mogłem się unosić. Mój
spokój chwilami był przerywany wątpliwościami związanymi z reakcją Alice. Nie
miałem pojęcia i nie potrafiłem ocenić jak może zareagować. Przecież takie
rzeczy nie dzieją się na co dzień, poza tym jako dziewczyna pewnie inaczej
odczuła to niż ja.
- Nie chce mieć z tą sprawą nic wspólnego rozumiesz? – jej
całe ciało odwróciło się w moim kierunku. Alice wyrwała ręke z mojego uścisku i
popatrzyła na mnie. – Jeśli trzeba będzie to z Tobą też nie chce mieć nic
wspólnego – powiedziała wciskając swój palec wskazujący w moją klatkę
piersiową.
Co ona powiedziała?
- Jak to nie chcesz mieć nic ze mną wspólnego – mój głos od
razu się podniósł zanim zdążyłem przeanalizować słowa Alice.
- Mam Ci to przeliterować? – kolejne niepokojące spojrzenie
dziewczyny zaczęło mnie martwić, ona mówiła to na serio.
- Nie rób ze mnie idioty! – krzyknąłem na co dziewczyna
podskoczyła wystraszona. No tak, moje opanowywanie gniewu okazało się porażką.
– Przecież Ci obiecałem, ze nic takiego już nie będzie miało miejsca –
powiedziałem spokojniej nie spuszczając wzroku z Alice.
- Justin nie oszukujmy się, nie jesteś w stanie mi zapewnić
bezpieczeństwa! Ten koleś wyciągnął mnie prawie siłą ze zwykłego sklepu! Równie
dobrze mogą mnie napaść na ulicy i w każdym innym miejscu, a Ty nie jesteś w
stanie chodzić ze mną w każde miejsce…
- Zamieszkaj ze mną.
- … nie chce być ich cholerną przynętą wiedząc, że przed
niczym się nie cof… co Ty powiedziałeś? – brunetka nabrała więcej powietrza
czekając na moją odpowiedź chociaż wiedziałem, że słyszała co jej
zaproponowałem.
-Alice pov-
Ten chłopak powinien pracować w ukrytej kamerze. Mimo, że
ten żart wcale nie był śmieszny. Bo to był żart, prawda?
- Słyszałaś. Zamieszkaj ze mną, wtedy będziesz bezp…
- Bezpieczna? Justin nie rozśmieszaj mnie, to nie jest gang
pięciolatków od razu będą wiedzieli gdzie mnie szukać – powiedziałam i
widziałam po minie Justina, że mam rację.
Nadal byłam w całkowitym szoku po tym co zaszło niedawno.
Justin Bieber brał udział w jakichś cholernych ustawkach, a ja niczego
nieświadoma zostałam wplątana w jego porachunki. Czy może być jeszcze gorzej?
Naprawdę nie chciałam się żegnać z życiem tak szybko.
- Może i masz rację, ale tylko w przypadku gdy chodzi o
Stratford. Nie myślałaś chyba, że mam dom tylko tutaj – oznajmił i mimo tej
całej sytuacji uśmiechnął się do mnie szeroko.
Aha czyli teraz co, wywiezie mnie na swoją bezludną wyspę
która kupił sobie za te swoje cholerne miliony?
Nie mogłam już dłużej słuchać tego do czego Justin próbował
mnie przekonać. Gdyby to chodziło o wakacje, to owszem z chęcią bym się mogła
gdzieś wybrać, ale tutaj chodziło o ucieczkę. Ucieczkę przed ludźmi, którzy Bóg
wie co ode mnie chcieli. Jedno było pewne, Stratford zaczynało się robić dla
mnie coraz mniej bezpieczne. Dzięki komu? Pozostawie to bez komentarza.
Musiałam chwilę odetchnąć, byłam coraz bardziej zmęczona, a
nowe pomysły Justina tylko mnie dobijały. Otworzyłam drzwi jego samochodu i
przekręcając się bokiem nadal siedziałam na miejscu pasażera. Chłopakowi chyba
nie spodobało się to, że siedziałam do niego tyłem więc od razu wyszedł z auta
i stanął naprzeciwko mnie.
- Co jest? – zapytał kucając przy mnie. Jego ręka znalazła
się na moim policzku i smyrając mnie delikatnie zahaczała o zranioną wargę. Na
chwile zapomniałam o bólu, lubiłam jego kojący dotyk.
- To wszystko jest jakieś chore – szepnęłam powstrzymując się
od płaczu. Już sama znajomość Justina była niecodzienna, a teraz doszły kłopoty
z nim związane.
Justin nic nie mówiąc wcisnął się obok mnie. Nie było zbyt
dużo miejsca, więc z jednej strony byłam wgnieciona w fotel, a z drugiej
topiłam się w jego objęciu. Przypomniałam sobie szatyna sprzed godziny, kiedy
był taki agresywny. W ogóle teraz to do niego nie pasowało.
Przeszły mnie dreszcze kiedy zaczął głaskać moje włosy
owijając sobie niektóre kosmyki na palec. Zawsze lubiłam gdy ktoś bawił się
moimi włosami, a teraz robił to Justin Bieber. Nigdy bym nie pomyślała, że w
ogóle coś takiego może się zdarzyć.
Objął mnie mocniej, a ja już w geście poddania położyłam
głowę na jego ramieniu. Jego zapach perfum zrobił się nagle intensywniejszy i
wcale mi to nie przeszkadzało. Siedzieliśmy tak w milczeniu, przysłuchiwałam
się biciu serca chłopaka, a on nadal rozpieszczał moje włosy. Cieszyłam się, że
mamy tą chwilę spokoju i Justin nie męczy mnie dalej swoimi pomysłami co do
ucieczki. Potrzebowałam chwili ciszy żeby podjąć jakąkolwiek decyzję. Nie
mogłam przecież przez resztę dni, tygodni nocować w samochodzie. Nagle poczułam
jak mięśnie chłopaka się napinają. Zdziwiłam się trochę, ponieważ przez dłuższą
chwilę był spokojny i nie było powodu do tego by nagle zrobił się nerwowy.
Jednak gdy na niego spojrzałam wiedziałam, że coś się święci. Tylko jeszcze nie
wiedziałam co, czekałam jedynie na to aż wydusi to z siebie.
-*-
Może to ta pechowa trzynastka, ale nie jestem zadowolona z tego odcinka, szczególnie z końcówki, niestety wena mnie opuściła :c
Ostatnio ciężko mi się skupić na pisaniu, więc nie wiem czy odcinki nie zaczną się pojawiać trochę rzadziej niż co 2-3 dni. Oby mi się udało wytworzyć coś odpowiedniego w najbliższym czasie :) x