wtorek, 11 czerwca 2013

Thirteen.



Ścisnąłem mocniej pięści i przeniosłem wzrok z dziewczyny na resztę osób znajdujących się w pomieszczeniu.
- Czy Was już całkiem pojebało?! – krzyknąłem podbiegając do Nicka i Petera, którzy jak się domyślacie byli odpowiedzialni za to zamieszanie.
- Woah Bieber wyluzuj! – śmiech Nicka wyprowadził mnie z równowagi. Jak ten idiota mógł się tak zachowywać, na dodatek krzywdząc Alice.
- Jesteście bandą popierdoleńców! Co ona Wam zrobiła?! – szarpnąłem mocno za końcówki swoich włosów. Czułem jak gniew we mnie wzrasta i za chwilę będę musiał go na kimś wyładować.
- Dzięki niej wiedziałem, że szybko się tutaj pojawisz, Justin – do pokoju weszła nowa osoba. Nie musiałem się odwracać, żeby wiedzieć kim ona była. Zaraz obok mnie pojawił się łysy, grubszy mężczyzna wystrojony w garnitur jakby właśnie wracał z wesela. Poczułem zapach drogich cygar na co jedynie się skrzywiłem. Pieprzony bogacz. Podał mi rękę, ale ja szybko zignorowałem ten gest czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Musisz być z siebie dumny Derek, że wplątałeś w swoje brudne interesy niczemu winną dziewczynę – zakpiłem patrząc mu w oczy. Mężczyzna podszedł do mnie bliżej i wypuścił dym prosto w moją twarz. Jak ja tego nienawidziłem!
- Bardziej jestem dumny z tego, że w końcu odzyskam samochód – wyszczerzył się nadal trzymając w zębach cygaro.
Był tak cholernie pewny siebie, miał tylu ludzi pod sobą, a żaden z nich mu nie doniósł, że auto, którego tak się domagał najprawdopodobniej wylądowało na złomie. No cóż, wygląda na to, że ten zaszczyt poinformowania go o tym fakcie przypadł mnie.
Jednak zanim zdążyłem coś powiedzieć podszedłem do Alice. To ona dla mnie była  w tej chwili najważniejsza, ciężko mi się patrzyło na to w jakim obecnie była stanie, ale musiałem coś zrobić.
- Alice… Alice spójrz na mnie – usiadłem obok niej na co od razu się ode mnie odsunęła podkulając nogi. Wyglądała jak mała przestraszona dziewczynka. Nie miałem pojęcia jak zareagować, nigdy nie spotkałem się z taką głupotą, by niewinna osoba tak cierpiała. Mimo, że brunetka nie chciała ze mną rozmawiać przysunąłem się do niej badając na jaką odległość mogę się do niej zbliżyć.
- Przestań – usłyszałem słaby szept Alice. Poczułem ucisk w żołądku, gdy zobaczyłem jak po jej policzku spływa pojedyncza łza. Kurwa, co ja narobiłem.
- Posłuchaj nic Ci nie będzie, niedługo odwioze Cię do domu – powiedziałem najspokojniejszym głosem jaki potrafiłem wtedy z siebie wydobyć, ale to i tak nie pomagało. Brunetka podniosła na mnie wzrok, a w jej oczach dostrzegłem ból i przerażenie. Nie mogłem uwierzyć w to, że jej piękna buzia pokryta była teraz krwią i siniakami. Dziewczyna nic nie powiedziała, skuliła się jeszcze bardziej co dało mi do zrozumienia, że nic więcej nie wskóram. Westchnąłem głośno patrząc na Dereka.
- Taki z Ciebie boss, a nawet nie wiesz, że Twój pieprzony samochód jest w totalnej rozsypce! Ostatni wyścig zakończył się w szpitalu, dziwne, że takie informacje do Ciebie nie dotarły – oznajmiłem podchodząc do Dereka.
Na jego twarzy od razu pojawiło się zdziwienie. Wiedział, że jestem dobry w tym co robię, ale wypadków nie da się przewidzieć. Sam też myślałem, że bez problemu znajdę się pierwszy na mecie, ale los miał inne plany.
- Czy Ty sobie ze mnie żartujesz Bieber? – warknął wyrzucając połowę cygara na ziemię.
- Wyglądam jakbym żartował? Mało co nie zginąłem, a Ty jak zwykle przejmujesz się pieprzonym samochodem – powiedziałem nie zwracając uwagi na ciśnienie, które się między nami wytworzyło. Wiedziałem, że mogę nieźle oberwać, ale w ten sposób przynajmniej „wynagrodziłbym” się za cierpienie Alice.
- Chyba nie muszę mówić, że mnie zawiodłeś – patrząc cały czas w moim kierunku zaczął rozpinać swoją marynarkę w dziwnym ciemnofioletowym odcieniu. Po chwili rzucił nią w Petera, a ten w ostatniej chwili zdążył ją złapać. – Wiesz co to oznacza?
Zamknąłem oczy nabierając więcej powietrza niż zazwyczaj. Oczywiście, że wiedziałem co to oznacza. Zaraz prawdopodobnie rozwali mi głowę, jeśli nie zbiore się w sobie. Wypuściłem głośno powietrze czekając na pierwszy ruch Dereka. Jak się okazało nie musiałem długo czekać, gdyż w kilka sekund jego pięść miała spotkanie z moja twarzą. Bolało. Cholernie bolało, ale nie mogłem się poddawać na samym początku walki. Szybko oddałem cios, a gdy usłyszałem charakterystyczny dźwięk łamanej kości poczułem się pewniej. Właśnie jednym uderzeniem złamałem temu skurwielowi nos. Jeśli wcześniej był wkurzony, to nie chcecie wiedzieć jak wyglądał w tym momencie. Zaklął coś pod nosem po czym rzucił się na mnie przygwożdżając mnie do ściany. Złapał moją koszulkę w pięści podnosząc mnie do góry. Próbowałem się wyszarpnąć, ale ciężko mi to szło.
- Chcesz grać bohatera Bieber? Bo już nie wiem czy mam zabić Was oboje czy tylko Ciebie – syknął tuż przy moim uchu. Ponownie zebrałem w sobie siły i wykorzystując ją całą odepchnąłem od siebie mężczyznę. Zdziwiłem się kiedy przyszło mi to z dużą łatwością. W końcu był o wiele większy ode mnie. Kątem oka zauważyłem, że ten idiota odłożył broń na stół. Wystarczyło tylko po nią podbiec i załatwić sprawę raz na zawsze. Jednak nie byłem tam sam to po pierwsze, a po drugie nie chciałem narażać Alice na tak tragiczne widoki.
- Pierdol się – splunąłem prosto w twarz Dereka. Miałem dość jego humorów i tego, że jedyne co potrafił najlepiej to wykorzystywać innych. Podszedłem do brunetki modląc się, by tym razem ze mną współpracowała. Wyciągnąłem w jej stronę rękę na co popatrzyła na mnie niepewnie. Chwilę to trwało zanim delikatnie złapała moją dłoń. Objąłem ją ramieniem prowadząc ku drzwi. Odwróciłem się jeszcze na moment w stronę chłopaków.
- Nie martwcie się jeszcze tutaj wrócę – oznajmiłem zostawiając ich i nie przejmując się tym, że Derek mało co nie wyszedł z siebie widząc jak go najnormalniej w świecie olałem. Niech wie, że już nie będę jego chłopcem na posyłki, zamienił moją pasję w jakiś cholerny teatrzyk.
Idąc w stronę samochodu wyczułem, że Alice dosłownie cała się trzęsie. Dostrzegłem, że jej bluzka z jednej strony była rozerwana i w tym właśnie miejscu wiatr nieprzyjemnie wdzierał się pod materiał. Zdjąłem szybko bluzę podając ją dziewczynie. Gdy nie wzięła jej do ręki zatrzymałem się tym samym zmuszając ją by zrobiła to samo. Spojrzała na mnie, a ja nic nie mówiąc ubrałem na jej zmarznięte ciało bluzę. Jej milczenie powoli stawało się dla mnie nie do zniesienia, ale wolałem nic nie mówić na ten temat.
Podróż powrotna dłużyła mi się jakby Alice mieszkała na drugim końcu świata. Przy każdym zatrzymaniu na światłach spoglądałem w jej stronę, ale cały czas jej wzrok utkwiony był w szybę. W końcu nie wytrzymałem i zjechałem z głównej drogi, która prowadziła pod dom dziewczyny. Od razu zauważyłam moją zmianę planów i odwróciła głowę w moim kierunku.
- Co Ty robisz? – zapytała wlepiając we mnie swoje czekoladowe tęczówki. Mówiłem już, że uwielbiałem ten odcień?
- Chyba musimy pogadać – zacząłem, a w głowie starałem się wymyślić kolejną część naszego dialogu.
- O czym? – spytała głupio i po chwili spuściła głowę zaczynając bawić się palcami. Wyciągnąłem rękę w jej stronę i położyłem na ściśniętych rękach Alice. Jej dłonie nadal były zimne dlatego tym bardziej ich nie odsunąłem.
- Nie myśl o tym co się wydarzyło i nie martw się okej? Wszystko będzie dobrze. Wiem, że to brzmi głupio, ale naprawdę tak będzie, dopilnuje tego – oznajmiłem głaszcząc kciukiem dłoń dziewczyny.
Nie należe do facetów, którzy bawią się w taką delikatność, ale tym razem musiałem spróbować tego sposobu. Alice już wystarczająco była wystraszona wydarzeniami sprzed kilkunastu minut, nie mogłem się unosić. Mój spokój chwilami był przerywany wątpliwościami związanymi z reakcją Alice. Nie miałem pojęcia i nie potrafiłem ocenić jak może zareagować. Przecież takie rzeczy nie dzieją się na co dzień, poza tym jako dziewczyna pewnie inaczej odczuła to niż ja.
- Nie chce mieć z tą sprawą nic wspólnego rozumiesz? – jej całe ciało odwróciło się w moim kierunku. Alice wyrwała ręke z mojego uścisku i popatrzyła na mnie. – Jeśli trzeba będzie to z Tobą też nie chce mieć nic wspólnego – powiedziała wciskając swój palec wskazujący w moją klatkę piersiową.

Co ona powiedziała? 

- Jak to nie chcesz mieć nic ze mną wspólnego – mój głos od razu się podniósł zanim zdążyłem przeanalizować słowa Alice.
- Mam Ci to przeliterować? – kolejne niepokojące spojrzenie dziewczyny zaczęło mnie martwić, ona mówiła to na serio.
- Nie rób ze mnie idioty! – krzyknąłem na co dziewczyna podskoczyła wystraszona. No tak, moje opanowywanie gniewu okazało się porażką. – Przecież Ci obiecałem, ze nic takiego już nie będzie miało miejsca – powiedziałem spokojniej nie spuszczając wzroku z Alice.
- Justin nie oszukujmy się, nie jesteś w stanie mi zapewnić bezpieczeństwa! Ten koleś wyciągnął mnie prawie siłą ze zwykłego sklepu! Równie dobrze mogą mnie napaść na ulicy i w każdym innym miejscu, a Ty nie jesteś w stanie chodzić ze mną w każde miejsce…
- Zamieszkaj ze mną.
- … nie chce być ich cholerną przynętą wiedząc, że przed niczym się nie cof… co Ty powiedziałeś? – brunetka nabrała więcej powietrza czekając na moją odpowiedź chociaż wiedziałem, że słyszała co jej zaproponowałem. 


-Alice pov-

Ten chłopak powinien pracować w ukrytej kamerze. Mimo, że ten żart wcale nie był śmieszny. Bo to był żart, prawda?
- Słyszałaś. Zamieszkaj ze mną, wtedy będziesz bezp…
- Bezpieczna? Justin nie rozśmieszaj mnie, to nie jest gang pięciolatków od razu będą wiedzieli gdzie mnie szukać – powiedziałam i widziałam po minie Justina, że mam rację.
Nadal byłam w całkowitym szoku po tym co zaszło niedawno. Justin Bieber brał udział w jakichś cholernych ustawkach, a ja niczego nieświadoma zostałam wplątana w jego porachunki. Czy może być jeszcze gorzej? Naprawdę nie chciałam się żegnać z życiem tak szybko.
- Może i masz rację, ale tylko w przypadku gdy chodzi o Stratford. Nie myślałaś chyba, że mam dom tylko tutaj – oznajmił i mimo tej całej sytuacji uśmiechnął się do mnie szeroko.
Aha czyli teraz co, wywiezie mnie na swoją bezludną wyspę która kupił sobie za te swoje cholerne miliony?
Nie mogłam już dłużej słuchać tego do czego Justin próbował mnie przekonać. Gdyby to chodziło o wakacje, to owszem z chęcią bym się mogła gdzieś wybrać, ale tutaj chodziło o ucieczkę. Ucieczkę przed ludźmi, którzy Bóg wie co ode mnie chcieli. Jedno było pewne, Stratford zaczynało się robić dla mnie coraz mniej bezpieczne. Dzięki komu? Pozostawie to bez komentarza.
Musiałam chwilę odetchnąć, byłam coraz bardziej zmęczona, a nowe pomysły Justina tylko mnie dobijały. Otworzyłam drzwi jego samochodu i przekręcając się bokiem nadal siedziałam na miejscu pasażera. Chłopakowi chyba nie spodobało się to, że siedziałam do niego tyłem więc od razu wyszedł z auta i stanął naprzeciwko mnie.
- Co jest? – zapytał kucając przy mnie. Jego ręka znalazła się na moim policzku i smyrając mnie delikatnie zahaczała o zranioną wargę. Na chwile zapomniałam o bólu, lubiłam jego kojący dotyk.
- To wszystko jest jakieś chore – szepnęłam powstrzymując się od płaczu. Już sama znajomość Justina była niecodzienna, a teraz doszły kłopoty z nim związane.
Justin nic nie mówiąc wcisnął się obok mnie. Nie było zbyt dużo miejsca, więc z jednej strony byłam wgnieciona w fotel, a z drugiej topiłam się w jego objęciu. Przypomniałam sobie szatyna sprzed godziny, kiedy był taki agresywny. W ogóle teraz to do niego nie pasowało.
Przeszły mnie dreszcze kiedy zaczął głaskać moje włosy owijając sobie niektóre kosmyki na palec. Zawsze lubiłam gdy ktoś bawił się moimi włosami, a teraz robił to Justin Bieber. Nigdy bym nie pomyślała, że w ogóle coś takiego może się zdarzyć.
Objął mnie mocniej, a ja już w geście poddania położyłam głowę na jego ramieniu. Jego zapach perfum zrobił się nagle intensywniejszy i wcale mi to nie przeszkadzało. Siedzieliśmy tak w milczeniu, przysłuchiwałam się biciu serca chłopaka, a on nadal rozpieszczał moje włosy. Cieszyłam się, że mamy tą chwilę spokoju i Justin nie męczy mnie dalej swoimi pomysłami co do ucieczki. Potrzebowałam chwili ciszy żeby podjąć jakąkolwiek decyzję. Nie mogłam przecież przez resztę dni, tygodni nocować w samochodzie. Nagle poczułam jak mięśnie chłopaka się napinają. Zdziwiłam się trochę, ponieważ przez dłuższą chwilę był spokojny i nie było powodu do tego by nagle zrobił się nerwowy. Jednak gdy na niego spojrzałam wiedziałam, że coś się święci. Tylko jeszcze nie wiedziałam co, czekałam jedynie na to aż wydusi to z siebie.



-*-
Może to ta pechowa trzynastka, ale nie jestem zadowolona z tego odcinka, szczególnie z końcówki, niestety wena mnie opuściła :c 
Ostatnio ciężko mi się skupić na pisaniu, więc nie wiem czy odcinki nie zaczną się pojawiać trochę rzadziej niż co 2-3 dni. Oby mi się udało wytworzyć coś odpowiedniego w najbliższym czasie :) x





sobota, 8 czerwca 2013

Twelve.



Gdy usłyszałam z kim tak naprawdę zaczął rozmowę wstrzymałam oddech nie wierząc w to co słyszę.
- Miło Cię słyszeć Bieber – powiedział ten pieprzony szaleniec nie spuszczając ze mnie wzroku. Rozmawiał przez telefon, ale cały czas patrzył na mnie przez co zaczęłam się robić jeszcze bardziej nerwowa. – Masz coś nie swojego, ale ja postanowiłem nie być Ci dłużny i również jestem w posiadaniu Twojej własności – przy tych słowach posłał mi szeroki uśmiech i puścił oczko. Zrobiło mi się niedobrze. Miałam ochotę kopnąć go w krocze i uciec stąd jak najszybciej, ale wiedziałam że jeśli bym tak postąpiła to drugi mężczyzna od razu by zainterweniował. Nie miałam z nimi szans. Cofnęłam się kilka kroków do tyłu, aż poczułam na plecach zimną ścianę. Zsunęłam się po niej w dół siadając na brudnej ziemi. Schowałam twarz w dłoniach pozwalając by łzy swobodnie spływały po moich policzkach.


-Justin pov-

Mój beztroski wypoczynek został przerwany przez ten cholerny dźwięk telefonu. Nie miałem ochoty go odbierać, ale osoba po drugiej stronie wcale nie planowała się rozłączyć. Z moich ust wyszła krótka wiązanka przekleństw po czym sięgnąłem do kieszeni by wyciągnąć irytujące mnie urządzenie. Zdziwienie pokazało się na mojej twarzy, gdy zobaczyłem, że osobą która próbowała się do mnie dodzwonić była Alice. Bez namysłu nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem iPhona do ucha rozglądając się jednocześnie po pokoju. Przecież jeszcze niedawno Alice była tutaj razem ze mną.
- Halo? – mój głos nadal był zachrypnięty, ale zignorowałem to czekając na odpowiedź po drugiej stronie.
- Miło Cię słyszeć Bieber – moje usta samowolnie się uchyliły, gdy usłyszałem męski, znajomy głos.
- Co do kurwy! – krzyknąłem podnosząc swój tyłek z kanapy. Zacząłem chodzić w tą i z powrotem jakby miało mi to pomóc w tej sytuacji.
– Masz coś nie swojego, ale ja postanowiłem nie być Ci dłużny i również jestem w posiadaniu Twojej własności – usłyszałem i od razu wiedziałem, że to nie są żarty. Koleś z którym miałem do czynienia był zdolny do wszystkiego. Wierzcie mi lub nie, ale doskonale o tym wiedziałem.
- Gdzie jest Alice? Co z nią zrobiłeś?! – ścisnąłem mocniej telefon wyobrażając sobie dziewczynę zamkniętą gdzieś, a co najgorsze ranną. Nie mogłem pozwolić by ją zranili.
- Twoja dupeczka póki co jest bezpieczna, ale kto wie co się z nią stanie jeśli nie odzyskam…
- Gdzie mam przyjechać? – przerwałem  mu nie chcąc tracić czasu na jego kretyńskie wypowiedzi. Od teraz liczyła się każda sekunda, miałem zamiar dobrze je wykorzystać.
- Stara kamienica przy jeziorze, masz piętnaście minut – po tych słowach usłyszałem jedynie przerywany dźwięk sygnalizujący zakończenie rozmowy.
W pośpiechu założyłem buty i dosłownie wybiegłem z mieszkania mało co nie przewracając kobiety, która właśnie wchodziła po schodach. Wsiadłem do samochodu i z piskiem opon wyjechałem z parkingu.  
Kurwa jak ja mam mu powiedzieć, że nie mam tego czego ode mnie oczekują?


-flashback-
Pusta ulica, gdzie niegdzie poustawiane grupki ludzi, którzy z niecierpliwością czekali na kolejny w tym miesiącu wyścig. Tym razem przybyło więcej osób, gdy rozeszła się wieść, że jednym z uczestników ma być Justin Bieber. Dziewczyny kusiły krótkimi spódniczkami na co obecni mężczyźni oczywiście zwrócili uwagę. Jednak kiedy w oddali dało się usłyszeć głośny dźwięk silnika wszystkie głowy zwróciły się w tym kierunku. Kilka sekund później na ulicy pojawiło się białe auto, a za jego kierownicą Justin. Docisnął pedał gazu przez co w trybie natychmiastowym znalazł się na wyznaczonym miejscu. Od razu przy nim pojawiło się kilka roznegliżowanych dziewczyn, które zachwycały się nim i jego samochodem. Jedna odpychała drugą tylko po to by być jak najbliżej chłopaka. Nagle koło nich pojawił się Peter, a zaraz za nim Nick. Obydwoje pracowali przy organizacji  nielegalnych wyścigów zbierając przy tym ogromną sumę pieniędzy. Przywitali się z Justinem i odchodząc na bok zaczeli rozmowę.
- Widzę, że jak zwykle energia Cię rozpiera – zaczął Nick przyglądając się Justinowi. Ich znajomość zaczęła się właśnie od pierwszego wyścigu Biebera, a od tamtego czasu minęło już prawie dwa lata.
- Wiesz jak jest, nie mogę się doczekać aż pośle kolejną osobę na samo dno – zaśmiał się Justin, ale widząc skupione twarze chłopaków jego uśmiech zszedł z twarzy. Spojrzał na nich pytająco, ale minęło kilka minut zanim jeden z nim się odezwał.
- Tym razem może być trudniej Bieber – powiedział Peter przeczesując swoje dłuższe włosy. – Skontaktował się z nami koleś z Nowego Jorku, słyszał o Tobie i Twoich wyczynach więc postanowił odwiedzić nasze skromne miasteczko by się z Tobą zmierzyć – wyjaśnił uśmiechając się co chwilę. Znał Justina i wiedział, że taka forma rywalizacji bardzo go ucieszy. Tak też było tym razem. Szatyn klasnął w dłonie po czym zaczął nimi pocierać, jeszcze trochę a jego dłonie zapłonęły by żywym ogniem.
- W takim razie dawajcie mi go tu! – krzyknął przystępując z nogi na nogę. Był cholernie ciekawy kto był na tyle głupi by przyjeżdżać aż z Nowego Jorku po swoją porażkę.
- Aha jeszcze jedno Justin, nie myśl sobie, że to jakiś amator. Ściga się dłużej od Ciebie i mimo, że miał dłuższą przerwę nadal może być dla Ciebie sporym zagrożeniem – ostrzegł go Peter.
- Nie żartuj – prychnął głośno szatyn. – Zawsze wygrywam swoje wyścigi. ZAWSZE, rozumiesz?
- Jak sobie chcesz, ale pamiętaj że Cię ostrzegałem – oznajmił chłopak po czym wraz z Nickiem odeszli widząc, że przeciwnik Biebera właśnie nadjeżdża.
Ponownie wszystkie pary oczu zwróciły się ku nieznajomemu samochodowi. Tak naprawdę nikt nie wiedział kim jest mężczyzna za kierownicą, wszyscy przychodzili tutaj by zobaczyć Justina i jego popisy.
Justin zmrużył lekko oczy, ponieważ światła w samochodzie świeciły prosto w jego stronę. Nie ruszył się nawet o krok, auto niebezpiecznie zbliżało się w jego kierunku, ale ten cały czas zachowywał zimną krew. Przygryzł wargę oczekując, aż osoba zza kierownicy w końcu się ujawni. Po chwili światła zgasły i na nowo nastała ciemność. Słychać było jedynie trzaśnięcie drzwiami i ciche kroki zbliżające się w stronę Biebera.
- Ty musisz być Justin – zachrypły głos doszedł do uszu chłopaka. Uśmiechnął się cwaniacko nie ukazując za bardzo zainteresowania drugiej osobie.
- We własnej osobie, a Ty to…? – spytał wkładając ręce w kieszenie spodni. Nagle poczuł, że nie wie co z nimi zrobić.
- Mów mi po prostu Jason – odpowiedział krótko pokazując przy tym rząd swoich zębów. Nie miał ich idealnie prostych, ale to dodawało mu charakteru. – Dużo o Tobie słyszałem Justin.
- To ciekawe, bo ja o Tobie wcale – stwierdził szatyn opierając się o maskę samochodu.
- Nie jestem dobry w opowiastkach poza tym nie przyjechałem tutaj po to by zawierać nowe znajomości. Mam zamiar wygrać ten wyścig i wrócić do domu z nowym samochodem – powiedział Jason, a na jego twarzy pojawił się uśmieszek. Był pewny siebie, tego nie dało się ukryć. Justin oczywiście od razu zareagował, podszedł blisko chłopaka i patrząc mu w oczy warknął w złości:
- Jesteś tu od kilku minut i już zaczynasz się rządzić. Wiesz co? Nie podoba mi się to. TY mi się nie podobasz – pchnął Jasona, który jedynie zachwiał się na nogach. Byli podobnej postury, ale widać było, że gniew Justina nie robi na nim najmniejszego wrażenia. – I o jaki samochód Ci kurwa chodzi?!
- Och nikt Ci nie powiedział? – Jason zrobił smutną minkę udając, że go to cokolwiek ruszyło. Atmosfera między chłopakami zaczęła się robić coraz gęstsza. Jeden nakręcał drugiego przez co nikt nie był w stanie powiedzieć jak to się wszystko skończy. – Wygrany zabiera ze sobą samochód przegranego. Nie stój tak tylko idź wypoleruj maskę swojego auta, nie zamierzam wracać takim brudasem – zaśmiał się, natomiast Justin już nie panował nad swoim gniewem. Rzucił się na chłopaka z pięściami, ale ten w porę zorientował się jaki zamiar ma szatyn i zrobił unik.
- Kurwa ostatni raz Cię ostrzegam! Jesteś tu pieprzonym gościem i w dupie mam to, że przyjechałeś aż z Nowego Jorku, wrócisz tam z podkulonym ogonem a na dodatek bez samochodu. Obiecuje Ci to! – krzyknął Justin i odwracając się na pięcie skierował się do swojego samochodu. Ignorował spojrzenia wszystkich tutaj zgromadzonych. Wiedział, że taka wymiana zdań była częścią rozgrzewki, ale czuł, że za bardzo dał się ponieść emocjom. Nie powinien pokazywać, że tak łatwo można go zdenerwować. 

Do wyścigu dzieliło ich kilka minut. Oboje już zajęli miejsca w samochodach, a na środek wyszła dziewczyna w króciutkich szortach, topie i z czarno-białą flagą w ręce. Gdy tylko Justin ją zauważył oblizał swoje wargi i zapalił silnik. Nacisnął na pedał gazu dając znak, że jest gotowy po czym spojrzał w bok, w stronę Jasona. Przez moment utrzymali ze sobą kontakt wzrokowy, Justin wypowiedział w jego kierunku bezgłośne „pieprz się” i powrócił wzrokiem na dziewczynę przed nim. Nie minęła minuta, gdy dziewczyna uniosła flagę do góry. Ręce Justina zacisnęły się na kierownicy, przez co na dłoniach widoczne były żyły. Złapał więcej powietrza do płuc widząc jak flaga w szybkim tempie zostaje opuszczona w dół. Intuicyjnie wcisnął pedał gazu i z piskiem opon ruszył do przodu. Na początku miał spora przewagę nad Jasonem, ale przy pierwszym zakręcie jego przeciwnik wyrównał odległość co podziałało Justinowi na nerwy. Nie miał ochoty przegrywać i wiedział, że musi zrobić wszystko by ten wyścig wygrać. Gdy pokonywali kolejną prostą szatyn zajechał Jasonowi drogę, był pewny że w ten sposób zyska parę dodatkowych sekund. Niestety Jason również miał podobny plan. Skręcił ostro w stronę szatyna uderzając w bok jego samochodu, a w tym samym czasie Justin wykonał ten sam manewr. Obydwa samochody okręciły się wokół własnej osi  zatrzymując się dopiero na pobliskim słupie. W oddali słychać było jedynie krzyk zmieszany z dźwiękiem klaksonu, który był naciskany przez nieruchomą głowę Jasona. Obydwaj byli nieprzytomni, leżąc w niebezpiecznie wyglądających pozycjach musieli czekać na pomoc…
-end flashback-


W głowie miałem totalną pustkę. Nie miałem pojęcia jak wytłumaczyć najważniejszej osobie zajmującej się nielegalnymi wyścigami, że jego zdobycz, którą miałem mu dostarczyć skończyła na słupie. To miał być mój ostatni wyścig, byłem wściekły że akurat wtedy musiałem nawalić. Sprawa ucichła i byłem przekonany, że rozejdzie się po kościach. Jak widać dopadł mnie pech, a co najgorsze musiała na tym ucierpieć Alice. Co do tego to byłem wręcz przerażony. Jeśli ktoś miałby zapłacić za ten cały wypadek, to tylko i wyłącznie ja. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że Ci idioci wplątali w to wszystko niewinną dziewczynę.
Uderzyłem z całej siły w kierownicę ignorując ciekawskie spojrzenia przechodniów. Miałem w dupie to czy mnie rozpoznają, nie obchodziło mnie również czerwone światło, które widniało na sygnalizacji świetlnej. Bez zastanowienia przycisnąłem pedał gazu starannie omijając nadjeżdżające w moim kierunku samochody. Miałem wprawę w takich manewrach, więc po kilku sekundach byłem już na właściwej drodze, całkowicie pustej. Wtedy zorientowałem się zostało mi niewiele czasu. Na pełnym gazie przejechałem dalszą część trasy, aż w końcu znalazłem się pod tym cholernym budynkiem. Od razu zauważyłem znajomy samochód, przełknąłem śline i pewnym krokiem zacząłem zmierzać do wejścia. Przystanąłem na moment, gdy usłyszałem jakiś dialog. Nie mogłem dokładnie zrozumieć o co chodzi, ponieważ echo roznosiło się po całym budynku zniekształcając niektóre słowa. Nagle usłyszałem cichy płacz. Moje serce momentalnie przyspieszyło bicia, a wargi zrobiły się suche. Wiedziałem, że to Alice. Bez słowa wszedłem do środka, spojrzałem na dwóch chłopaków stojących przy kanapie, natomiast przed nimi siedziała Alice. 
Cała zapłakana z krwawiącą wargą. Kurwa.

czwartek, 6 czerwca 2013

Eleven.



Stałam do niego tyłem, po chwili poczułam jego oddech na mojej szyi.
– Bądź cicho, a nic Ci się nie stanie – szepnął mi do ucha na co przełknęłam głośno ślinę. Czy nikt do cholery nie widział, że jakiś psychopata się do mnie dobiera?! Przeszliśmy przez cały dział z mrożonkami kierując się do wyjścia. W sklepie było mało ludzi, a gdy już starałam się z kimś nawiązać choćby kontakt wzrokowy, ten jak na złość odwracał głowę w innym kierunku. Wspaniale!
Wyszliśmy na zewnątrz, mężczyzna cały czas milcząc prowadził mnie przed siebie, a ja tylko zastanawiałam się ile czasu mi zostało. Nikt normalny nie zachowuje się w ten sposób, byłam pewna, że za kilka minut, godzin będę musiała się pożegnać z życiem. W końcu zatrzymaliśmy się przed jakimś samochodem. Domyśliłam się, że do niego należy, ale nie wykonałam żadnego ruchy by do niego wsiąść.
- Wsiadaj – rozkazał krótko pokazując mi drzwi po drugiej stronie auta. Jego głos był mocny i w pewien sposób charakterystyczny, nie dałoby się o nim zapomnieć.
- Nie wsiąde do samochodu jakiegoś psychola! – powiedziałam krzyżując ręce na piersi. O tak, świetny pomysł Alice żeby kłócić się z tym mordercą.
Mężczyzna widząc, że nie dam za wygraną i jak na złość należę do tych upartych, wysiadł z auta i trzaskając drzwiami podszedł do mnie. Nadal starałam się robić dobrą minę do złej gry, chociaż tak naprawdę miałam ochotę krzyczeć i płakać żeby ktokolwiek zabrał mnie od tego idioty.
- Jeśli mówię, że masz wsiadać ze mną do pieprzonego samochodu to masz to zrobić, rozumiesz? – jego głoś naprawdę brzmiał groźnie. Takie dźwięki słyszy się jedynie w filmach, a nie w rzeczywistym świecie.
Zrezygnowana wypuściłam powietrze i nie patrząc na mężczyznę wsiadłam posłusznie na miejsce pasażera. Dopiero w środku zdjął z głowy kaptur na co od razu zaczęłam mu się przyglądać. Kto wie może jednak uda mi się od niego uciec, a żeby mieć pewność, że go później złapią muszę wiedzieć jak wygląda. 
Od razu w oczy rzuciła mi się jego blizna, która znajdowała się na policzku. Nie była duża, ale mimo to szybko zdążyłam ją zauważyć. Poza tym miał ten trzydniowy zarost, który dla większości kobiet jest pociągający. Jego ciemnobrązowe włosy nie układały się zbyt dobrze po zdjęciu kaptura. Przez chwilę próbował je ułożyć, ale widząc, że nic z nimi nie zrobi dał sobie spokój. Odwrócił się w moją stronę przyglądając mi się uważnie tak jak ja jemu przed chwilą. Nie czułam się z tym dobrze, nie chciałam żeby patrzył na mnie w ten sposób, nie wiedziałam także czego ode mnie chce. Z nerwów zaczęłam się bawić palcami ignorując ból w nadgarstku.
- A teraz posłuchaj – powiedział nie spuszczając ze mnie wzroku. – Jesteś zbyt ładna żeby robić Ci krzywdę, więc słuchaj się mnie, a wszystko będzie w porządku.
W porządku?! Czy on siebie słyszał? Prawie wyniósł mnie z tego przeklętego supermarketu, grozi mi i według niego to ma być w porządku?
- Czego chcesz? – spytałam cicho, już wiedziałam, że jestem bliska płaczu, ale nie chciałam pokazywać swojej słabości.
- Powiedzmy, że Twój kolega jest mi coś winien i do tej pory tego nie otrzymałem – oznajmił uśmiechając się pod nosem. Jaki znowu kolega? O co mu chodzi?
- Nie wiem o kim mówisz – odparłam lekko zdezorientowana. Mój umysł zaczął pracować na wysokich obrotach, o kogo mu chodziło do cholery?
- Och z pewnością wiesz o kogo mi chodzi skarbie – zaśmiał się po czym włożył kluczyk do stacyjki. Zanim jednak go przekręcił ponownie odwrócił się w moją stronę. – Rozluźnij się, będziesz moją małą przynętą. Jeśli ten skurwiel pojawi się w miarę szybko, puszcze Cię – poinformował mnie po czym odpalił silnik i odjechaliśmy spod sklepu.

Całą drogę milczałam. Wygrzebywałam z pamięci jakieś wspomnienia, które mogłabym dopasować do tej chorej sytuacji. Jedynym moim znajomym, który uwielbiał pakować się w kłopoty był Alex, ale nie rozmawiałam z nim od ponad pół roku. W tym momencie był jedyną osobą, która mogła się kryć za tym wszystkim. Alexa poznałam w ostatniej klasie liceum. To było na jednej z imprez, na którą przyszła praktycznie cała szkoła. Ja próbowałam się odstresować po wszystkich przebytych egzaminach, a on pojawił się w odpowiednim dla niego momencie. Wcześniej znałam go jedynie z opowieści innych uczniów, Alex bawił się w rozprowadzanie narkotyków. Każdy imprezowicz wiedział, że jeśli potrzebuje dobrego towaru to Alex był tą właściwą osobą, która mogła ten towar załatwić. Nie trudno się domyślić, że mnie również próbował poczęstować. Jego oferta co do narkotyków nie miała końca, miał chyba wszystkie rodzaje proszków, tabletek no i oczywiście marihuany. W ten wieczór namówił mnie właśnie na marihuanę. Wytłumaczył wszystko co i jak, po czym został ze mną w pewien sposób pilnując mnie czy robię to tak jak mi wcześniej objaśnił. Po wypaleniu trawki nasze humory od razu się poprawiły, przegadaliśmy całą noc i wcale nie mieliśmy dość. Od tamtej pory zaczęliśmy się kumplować, ale ja nie chciałam wchodzić w jego interesy. Tak naprawdę był normalnym kolesiem, często zastanawiałam się po co pakuje się w takie gówno jak dilerka. Spotykaliśmy się od czasu do czasu jako kumple, czasami razem zapaliliśmy, ale mnie po jakimś czasie przestało to bawić. Nie czułam się już tak jak tego wieczoru na imprezie. Gdy chłopak to wyczuł po prostu przestał się odzywać i w ten sposób nasz kontakt w końcu się urwał. Nie widywałam go już więcej, nie wiedziałam co się z nim dzieje, ale wiedząc że on też się nie interesuje tym co u mnie postanowiłam nie zawracać sobie nim głowy. I tak oto teraz prawdopodobnie przez jego błędy siedzę w samochodzie z jakimś bandytą, kryminalistą czy kimkolwiek on był.
Zatrzymaliśmy się przy starym, ledwo trzymającym się budynku. Nigdy wcześniej nie byłam w tych okolicach, ale teraz wiedziałam, że nic nie straciłam. Wyglądało to na jakąś opuszczoną kamienicę. Drzwi z jednej strony były wyrwane z zawiasów przez co niebezpiecznie wisiały. Szyby w oknach w większości były powybijane, a na ścianach znajdowało się graffiti. Moją uwagę jednak przykuł garaż, który znajdował się zaraz przy budynku. Wyglądał na całkiem nowy, przeciwieństwo tego co znajdowało się obok. Chciałam spytać co to za miejsce, ale zanim to zrobiłam poczułam mocne szarpnięcie.
- Ruszaj się, nie mamy całego dnia – warknął popychając mnie co chwilę w stronę drzwi, które miałam wrażenie że zaraz urwą się z jedynych trzymających zawiasów. Wchodząc do środka od razu poczułam nieprzyjemny zapach. W sumie czego mogłam się spodziewać?
Gdy weszliśmy do środka moją uwagę przykuła jedynie stara, obdarta kanapa na której ktoś siedział. Oczywiście nie widziałam kto to, bo również jak jego kolega miał na głowie kaptur.
- Jesteśmy – odparł mężczyzna za mną i ponownie pchnął mnie do przodu. Odwróciłam się w jego stronę posyłając mu spojrzenie mówiące, że nie jestem jego cholernym popychadłem. – Daj mi swój telefon – oznajmił spokojnie na co moje tęczówki powiększyły się dwukrotnie. Nie miałam zamiaru oddawać mu telefonu tym bardziej, że była to jedyna rzecz dzięki której mogłam się stąd wydostać.
- Nie mam – skłamałam i szybko odwróciłam się do niego tyłem żeby nie zauważył mojego zawahania.
- Nie kłam dziwko – warknął tuż przy moim uchu, a mi aż zrobiło się gorąco. Nie pokazywałam tego, ale był cholernie przerażający i bałam się go. Przygryzłam wnętrze mojego policzka modląc się w duchu, by po prostu dał mi spokój. Niestety zamiast tego zostałam spoliczkowana. Mój policzek nagle zaczął mnie palić, a dotykając go dłonią czułam niesamowite ciepło, które było skutkiem uderzenia. W tym momencie byłam przerażona. Wiedząc, że nie wahał się mnie uderzyć potwierdziło również fakt, że mógł mi zrobić coś o wiele gorszego. Nie mogłam się teraz z nim sprzeciwiać. Powoli sięgnęłam do kieszeni z której wyciągnęłam swój telefon. Mężczyzna bez słowa wyrwał mi go z ręki i odblokował go po czym zajął się szukaniem czegoś. Zanim się zorientowałam przyłożył telefon do ucha i cierpliwie czekał na odzew kogoś po drugiej strony. Byłam pewna, że dzwonił do Alexa. Przecież nikt inny nie przychodził mi do głowy. Gdy usłyszałam z kim tak naprawdę zaczął rozmowę wstrzymałam oddech nie wierząc w to co słyszę.