piątek, 31 maja 2013

Eight.



Już z odległości kilku metrów widziałam jak Justin stoi z jakąś wypindrzoną panienką przy barze. Zalecała się do niego, tego akurat nie dało się ukryć. Jej króciutka do granic możliwości sukienka ledwo co zasłaniała biust. W sumie to była tak obcisła, że jedynie go uwydatniała przez co wyglądało to jakby zaraz miał wypłynąć na zewnątrz. Takiego typu dziewczyny często można spotkać na imprezach w klubie, wiadomo również jaki mają cel. W naciąganiu naiwnych facetów powinny dostać złoty medal. Na początku tylko przyglądałam się tej sytuacji. Z tego co zauważyłam to cały czas rozmawiali, Justin chyba próbował się jej pozbyć, ale nie robił tego jakoś szczególnie z postępem. Już miałam wrócić do stolika, gdy zauważyłam wielkiego, mocno umięśnionego mężczyznę, który ze wściekłością wypisaną na twarzy szedł w stronę baru. Szybko przeniosłam wzrok na Justina i jego towarzyszkę, akurat w tym momencie blondyna pochyliła się zaczynając całować chłopaka. Moje źrenice natychmiast się rozszerzyły a usta rozchyliły. Co ta dziewczyna wyprawia?!
Wróciłam wzrokiem do wściekłego faceta, który był już blisko, a ja nie wiedziałam co robić. Byłam pewna, że wywiąże się z tego mega afera. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu jakiegoś ochroniarza. Przeszłam szybko między stolikami, przecież ktoś musiał pilnować tutaj porządku! Nie zdążyłam nawet obejść połowy sali, gdy do moich uszu dotarły krzyki i gwizdy. Odwróciłam się w stronę baru, a tam zastałam już pokaźną grupkę osób, które wyglądało na to, że kibicowały.

Cholera, cholera, cholera.

Zaklinając w duchu fakt, że w klubie nie można liczyć na pomoc ochroniarzy dobiegłam do grupki ludzi. Przecisnęłam się przez parę osób, zignorowałam ciekawskie spojrzenia gapiów mając na celu jedynie dostanie się do Justina. Gdy już byłam na przodzie momentalnie zamarłam.
Spodziewałam się jakiejś przepychanki, paru wyzwisk i to na tyle. Jednak zastałam tam przerażającą bójke między tym mięśniakiem, a Justinem. Mężczyzna był co najmniej dwa razy większy od szatyna, jego drugim domem była zapewne siłownia. Był obrzydliwie umięśniony, ciężko było mi na niego patrzeć. Justin również był umięśniony, ale to nijak miało się do jego przeciwnika.
- Jeszcze raz zobaczę Twoje łapy na mojej dziewczynie skurwielu! – wrzasnął mężczyzna zadając Justinowi cios prosto w brzuch. Chłopak zgiął się z grymasem bólu wypisanym na twarzy. Widząc to skrzywiłam się na samą myśl o tym jak to musiało boleć.
- Pierdol się – syknął Justin po czym rzucił się z rękami na mięśniaka. 
Wycelował pięścią prosto w jego nos, a po chwili zauważyłam na dłoni Justina krew. Zaraz po tym ciosie pchnął go do tyłu przez co wylądował na stolikach dosłownie łamiąc je na pół. Tym posunięciem rozwścieczył go już chyba do maksimum. Jego twarz była cała czerwona i to nie za sprawą krwi, która spływała mu z nosa i rozciętego łuku brwiowego.
Justin w tym czasie przygotowywał się na kolejny cios zadany przez chłopaka. Sam go nakręcał swoimi głupimi tekstami. Eh, faceci. Gestem ręki wskazał, że czeka na jego kolejny ruch. Jego kąciki ust mimo tej całej sytuacji były cały czas w górze. Czy on jest normalny?
Widząc jak mięśniak jest coraz bliżej szatyna wstrzymałam oddech. Zdążyłam tylko zerknąć na blondynę, która jak gdyby nigdy nic przyglądała się całej akcji i uśmiechała się głupkowato co tylko upewniło mnie w racji, że miała więcej tapety na twarzy niż szarych komórek w głowie.
Nie wiem czy to było efektem szoku, ale czułam jakby muzyka nagle ucichła, a światła w tym momencie przestały migać. To była jedyna okazja by coś z tym zrobić. Nie miałam zamiaru dalej przyglądać się temu jak Ci idioci powoli się zabijają.
- Przestańcie! – krzyknęłam przez co skierowałam na siebie całą uwagę tłumu. Zapadła cisza, wszyscy patrzyli na mnie pytająco jakbym przerwała im najlepszą rozrywkę. Ta, mogli sobie jeszcze popcorn przynieść.
Podeszłam do chłopaków i stanęłam między nimi. Wspaniałe miejsce sobie wybrałaś, Alice. Podniosłam wzrok patrząc na mięśniaka posyłając mu mordercze spojrzenie (tak,na pewno się wystraszył) po czym skierowałam ten sam wzrok na Justina.
- Po ile Wy macie lat?! – wrzasnęłam czując jak złość i adrenalina kotłują się we mnie – Jesteście aż tak prymitywni, by załatwiać sprawy w ten sposób? – w tym momencie popatrzyłam na chłopaka ze zbyt dużym przyrostem mięśni. – Dla Ciebie mam jedynie bezcenną radę, bo musisz być naprawdę ślepy nie widząc tego, że Twoja dziewczyna szuka tylko okazji by kogoś poderwać, więc pilnuj jej, bo to przez nią to całe zamieszanie! – wykrzyczałam mu prosto w twarz nie zwracając uwagi na to, że przez cały czas panowała cisza i wszyscy mi się przyglądali. No naprawdę świetne kino sobie wybrali.
- Kim Ty w ogóle jesteś, że się wtrącasz?! Koleś zabierz tą swoją dziwkę niech nie miesza się w męskie sprawy!
- Coś Ty powiedział?! – nagle koło mnie pojawił się Justin. Stanął przede mną tym samym zasłaniając moje ciało swoim w geście obronnym. Wychyliłam delikatnie głowę zza Justina, by zobaczyć reakcję tego drugiego.
- Dobrze słyszałeś! Suka powinna znać swoje miejsce! – krzyknął uśmiechając się przy tym jak ostatni skretyniały cwaniak. Modliłam się w tym momencie, by Justin dał spokój lekceważąc jego teksty niskiego poziomu. To logiczne, że chciał go jedynie sprowokować.
- Tak sobie możesz mówić do swojej niewiernej dziewczyny, a nie do mojej przyjaciółki! – warknął Justin robiąc krok do przodu. Przełknęłam głośno ślinę. Cholernie zaczęłam się bać i zaraz, zaraz… czy on nazwał mnie swoją przyjaciółką?
- Justin daj spokój – mruknęłam tak, że tylko on słyszał mój głos. Wiedziałam, że mnie słyszał. Zacisnął mocno pięści, lecz nawet nie odwrócił się w moją stronę. 

Teraz, albo nigdy.

Chwyciłam jego dłoń rozluźniając jego ściśnięte pięści. Spojrzał na mnie zdezorientowany. Uśmiechnęłam się lekko przeplatając swoje palce z jego. Nic nie mówiąc pociągnęłam go w stronę wyjścia zostawiając całą tą grupkę ludzi i mięśniaka bez komentarza. Chciałam się stamtąd jak najszybciej wydostać. Zdecydowanie za dużo wrażeń jak na jeden wieczór.
Wychodząc na zewnątrz zimne powietrze uderzyło mnie w rozgrzane policzki. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. Cały czas trzymałam Justina za ręke, więc pewnie też to poczuł. Trzymałam go tak dopóki nie znaleźliśmy się przy samochodzie. Justin nadal nie odzywał się ani słowem. Sięgnął jedynie do kieszeni, by wyciągnąć kluczyki, po chwili oboje wsiedliśmy do środka. Co dziwne nadal na dłoni czułam jego uścisk i ciepło.
Chłopak oparł dłonie na kierownicy zaciskając je na niej. Spuścił głowę oddychając głośno. Prawdopodobnie liczył do dziesięciu, by emocje z niego trochę opadły. Po niecałej minucie spojrzał na mnie. Światło latarni dokładnie oświetlało jego twarz. Tak samo jak jego „kolega” miał rozcięty łuk brwiowy oraz rozciętą wargę. W porównaniu do tamtego Justin prawie w ogóle nie był zakrwawiony. Dokładnie mu się przyjrzałam. Na początku byłam przerażona, bałam się że stanie się coś gorszego. W sumie to pewnie stało by się gdybym nie zainterweniowała.
Cisza między nami zaczęła się robić dla mnie krępująca. Justin cały czas mi się przyglądał, a ja nie umiałam wyczytać z jego twarzy o co mu może chodzić. Chciał podziękować? Nakrzyczeć na mnie za to, że się wtrąciłam? Nie miałam pojęcia. Bawiłam się swoimi palcami czekając na jakąkolwiek reakcję ze strony szatyna. Poprawiłam się na siedzeniu i oparłam głowę o zagłówek patrząc przed siebie.
Nagle poczułam na twarzy rękę Justina. Przejechał palcami po moim policzku, robił to tak delikatnie, że prawie tego nie czułam. Gdy tak dotykał mojej skóry, po moim ciele co chwile pojawiała się nowa fala ciepła. Poczułam jak w samochodzie momentalnie wzrasta temperatura. Justin nie przerywał tego delikatnego głaskania, wręcz przeciwnie- zjechał na mój podbródek zmuszając mnie tym samym bym odwróciła głowę w jego kierunku. Zrobiłam to, z resztą nie miałam innego wyjścia. Patrzyłam w jego karmelowe tęczówki jak zahipnotyzowana. Nieświadomie przygryzłam wargę co od razu przykuło uwagę chłopaka. Spojrzał na mojego wargi po czym powoli oblizał swoje. Wyglądało to tak seksownie, że mój żołądek od razu wykonał dziwne akrobacje. Wtedy zdałam sobie sprawę, że Justin szykował się by mnie pocałować. Prawdę mówiąc nie chciałam mu tego przerywać, a nawet żeby był pewny tego co chce zrobić dałam mu przyzwolenie uśmiechając się do niego delikatnie.
Przysunął się bliżej mnie i dalej trzymając mój podbródek musnął moje wargi. Nie przeszkadzało mi to, że jego dolna warga była rozcięta przez co przez chwilę poczułam nieprzyjemny smak krwi. Nie miało to wtedy znaczenia. Justin odsunął się po to by tylko sprawdzić moją reakcję na jego pocałunek. Jak inaczej mogłam zareagować? Już bez żadnych podchodów chwyciłam jego twarz w dłonie i tym razem pochylając się ze swojej strony pocałowałam jego usta. Od muśnięcia przeszliśmy w bardziej namiętny pocałunek. Trwało to kilka sekund gdy poczułam na wargach język Justina, który tym sposobem prosił mnie bym dała mu większy dostęp. Już po chwili nasze języki poznawały się tocząc ze sobą walkę. Już nie czułam akrobacji w żołądku, to była wielka rewolucja! Pocałunek Justina sprawiał, że miałam ochotę na więcej, modliłam się żeby tego nie przerywał. Wydałam z siebie cichy jęk kiedy chwycił zębami moją wargę. Mruknął zadowolony widząc jak na mnie działa po czym przeniósł swoje usta na moją szyję. Przechyliłam głowę na bok dając mu więcej miejsca na swoje popisowe pocałunki. Ręką złapałam jego tył głowy głaszcząc go i na przemian ciągnąc jego włosy. Dosłownie odleciałam gdy poczułam jego mokry język na szyi. Przejeżdżał po niej kilka milimetrów po czym kończył tą trasę muśnięciem warg. W tym przypadku moje jęki było słychać częściej niż poprzednio. Chciałam mu się jak najszybciej odwdzięczyć. Już byłam tak blisko jego szyi gdy nagle usłyszałam pukanie w szybę.

Proszę niech to pukanie będzie efektem mojej wyobraźni.

- Nie zapomnieliście o kimś? – zza szyby usłyszeliśmy głos James’a. No tak, któżby inny mógł się pojawić w takim momencie.
Oderwaliśmy się od siebie chichocząc pod nosem. Dobrze, że z mojej strony było ciemno, nikt nie mógł zauważyć moich rumieńców na policzkach. Ze względu na to, że siedziałam z przodu i było mi tam bardzo przyjemnie i wygodnie James został zmuszony zająć miejsce z tyłu. Gdy wsiadał i poświęcił całą swoją uwagę na zapięcie pasów poczułam jak ręka Justina wędruje po moim udzie coraz wyżej. Fala gorąca natychmiast powróciła. Przygryzłam wargę kładąc dłoń na dłoni Justina i zatrzymując go spojrzałam na niego.
- Nie jesteśmy sami – powiedziałam bezgłośnie poruszając jedynie wargami. Odczytał to bez problemu ponieważ od razu na jego twarzy pojawił się łobuzerski uśmiech.
Odpowiedziałam tym samym i już do końca naszej podróży uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wyłączyłam się kompletnie, nie zwracając uwagi na James’a i jego opowiadania o podrywach w klubie przez całą drogę do domu analizowałam zbliżenie z Justinem. Do tej pory gdy sobie to przypominałam robiło mi się gorąco. Kto wie jakby się to skończyło gdyby nie James?

wtorek, 28 maja 2013

Seven.



Szybko odblokowałem iPhona i zacząłem czytać wiadomość.

Chętnie, wpadnij do mnie o 21. Znasz mój adres :)


-Alice pov-

Patrząc na wyświetlacz telefonu uśmiechnęłam się widząc, że wiadomość została dostarczona do Justina. Nie miałam nic przeciwko imprezowaniu, ale nie codziennie jest szansa by pójść na imprezę z Justinem Bieberem, prawda? Poza tym były momenty, że naprawdę intensywnie zastanawiałam się nad jego osobą. Było w nim coś, co cholernie mnie do niego ciągnęło i zapewniam, że nie chodziło tutaj o jego sławę czy pieniądze. Mimo, że wychodził z niego wielki podrywacz, miewał huśtawki nastrojów to muszę stwierdzić, że dość miło czułam się w jego obecności. No tak, w końcu jakby nie patrzeć mieliśmy za sobą wspólną noc.
Do 21 miałam jeszcze trochę czasu, ale że nie lubię robić wszystkiego na ostatnią chwilę, powoli zaczęłam się szykować. Kąpiel zajęła mi równo godzinę, kolejnym wyzwaniem było otworzenie szafy i znalezienie czegoś odpowiedniego na imprezę. Przez ostatni rok praktycznie w ogóle nie miałam czasu, by gdzieś wyjść i się zabawić. Nie miałam również czasu chodzić po sklepach, by zaopatrzyć się w ciuchy, które nadadzą się na takie okazję. Odetchnęłam z ulgą, kiedy wygrzebałam z samego spodu bluzkę na ramiączkach ozdobioną z przodu falbankami, do tego dołączyłam czarne legginsy, buty na dość wysokich obcasach- dawno nie miałam ich na nogach, ale kochałam je tak bardzo, że nie mogłam sobie ich odpuścić. Ubrania ostrożnie położyłam na łóżku i zabrałam się za makijaż i fryzurę. Włosy zostawiłam rozpuszczone gdzie niegdzie skręciłam je prostownicą dzięki czemu uzyskałam efekt delikatnych fal. Oczy pomalowałam eyelinerem, wytuszowałam rzęsy i praktycznie byłam gotowa do wyjścia. Zerknęłam na zegarek. Miałam jeszcze pół godziny, więc szybko się ubrałam mając nadzieje, że niedługo zjawi się Justin. Po piętnastu minutach usłyszałam pukanie do drzwi. Wystraszyłam się chociaż wiedziałam, kto stoi za drzwiami. Pewnym krokiem ruszyłam do drzwi przy okazji przypominając sobie jak się chodzi w szpilkach. Otworzyłam drzwi, a moim oczom ukazał się Justin. Nie był jednak sam, u jego boku stał ten jego głupi kolega, którego już zdążyłam nie polubić.
- Wejdźcie – powiedziałam otwierając szerzej drzwi. Gdy je zamykałam czułam na sobie dwie pary oczu. Było to miłe, ale także dość krępujące. Nie wiedziałam jak się zachować, więc zaczęłam chichotać pod nosem.
- Świetnie wyglądasz – oznajmił Justin uśmiechając się od ucha do ucha. Ten jego uśmiech…
- Umm… Dzięki. Napijecie się czegoś? – mimo, że jeden z gości nie był mile widziany to i tak starałam się być odpowiednio gościnna.
- Jeśli masz to piwo – odpowiedział blondyn i razem z Jamesem usiedli w salonie. Nie dziwiło mnie już jego zachowanie, w sumie to było fajne, że nie czuł się u mnie skrępowany. Zachowywał się tak jakbyśmy się znali co najmniej od kilku lat.
Podałam chłopakom piwo i usiadłam obok nich. Po pokoju rozniosło się charakterystyczne pstryknięcie towarzyszące przy otwieraniu puszki.
- Więc gdzie ta impreza? – zapytałam spoglądając raz na Justina, a raz na Jamesa. Oczywiście większą część czasu przyglądałam się Justinowi. Miał idealnie ułożone włosy, zaczesane do tyłu, koszulę w kratkę, którą miał rozpięta, a pod nią biały podkoszulek. Jasne dżinsy, które "wisiały" mu przy kroczu ukazując przy każdym schyleniu kawałek jego bokserek i do tego czerwone supry. Na temat jego kolegi nie będę się wypowiadać, gdyż kompletnie nie byłam zainteresowana jego osobą.
- Poszalejemy w klubie, będzie zajebiście! – krzyknął James klaskając przy tym w dłonie. Zachowywał się jak dziecko, które za moment miało się wybrać do wesołego miasteczka.
Po chwili obydwoje dopili piwo i równocześnie wstaliśmy z miejsc. Puściłam ich przodem, bo musiałam zamknąć drzwi, ale mimo to i tak czułam, że się na mnie gapią. Uśmiechnęłam się w duchu, że jednak nie zapomniałam jak to jest dobierać idealny strój na imprezę.
- Panie przodem – oznajmił Justin, gdy już byliśmy na zewnątrz. Na ulicy nie było nikogo, a jedyny odgłos jaki nam towarzyszył to stukot moich szpilek.
Szatyn otworzył mi drzwi do samochodu, a gdy już wszyscy byliśmy w komplecie odpalił silnik i skierowaliśmy się w stronę klubu.


-Justin pov-

Cały czas próbowałem skupiać się na drodze, ale wiedząc że za mną siedzi Alice i na dodatek wyglądała tak, że miałem ochotę zostać z nią sam na sam, niezbyt dobrze mi to wychodziło. Na szczęście klub nie był daleko, zajęło nam to kilka minut by do niego dojechać. Zatrzymałem się na parkingu, nawet nie zdążyłem wyłączyć silnika kiedy James otworzył drzwi i wyleciał jak z procy krzycząc coś do nas, że spotkamy się później. Machnąłem jedynie ręką i wysiadłem  z samochodu. Alice już wcześniej wysiadła i czekała na mnie. Jeszcze raz ukradkiem spojrzałem na to jak dzisiaj wygląda. Tak szczerze nie mogłem się napatrzyć, pierwszy raz widziałem ją w takiej wersji i muszę to przyznać- wyglądała cholernie seksownie. Nacisnąłem mały guziczek na pilocie dołączonym do kluczyków, a światła w aucie na chwilę mrugnęły wydając przy tym piknięcie.
- No to w drogę – uśmiechnąłem się do brunetki i razem ruszyliśmy do klubu.
Już z daleka było słychać głośną muzykę, a grupka ludzi czekała przed wejściem. Większość z nich zapewne modliła się by ochroniarze ich wpuścili, gdyż nie byli pełnoletni. Gdy już znaleźliśmy się przy bramce objąłem ramieniem Alice na co dziwnie na mnie popatrzyła. Nie cofnąłem ręki jedynie posłałem jej uśmiech, a ona go odwzajemniła.
- Kogo ja widzę! – jeden z ochroniarzy był moim kumplem także z wejściem do środka nie mieliśmy najmniejszego problemu. Przybiłem z nim piątkę i wymieniliśmy kilka krótkich spojrzeń, wiedziałem że chodziło mu o Alice, ale nie zamierzałem wdawać się z nim w dyskusję.
- Napijesz się czegoś? – zapytałem gdy już zajeliśmy miejsca w loży. Musiałem usiąść blisko Alice, ponieważ muzyka była głośna, a nie zamierzałem do niej co chwilę krzyczeć. Poza tym nie miałem co narzekać, taka odległość a raczej jej brak bardzo mi odpowiadała.
- Okej, ale zdaje się na Ciebie – zachichotała opierając się wygodnie o kanapę.
- Dobrze, zaraz wracam – oznajmiłem i poszedłem do baru. Dopiero w połowie drogi zorientowałem się, że tak naprawdę to nie wiem co jej zamówić. Przeważnie przychodząc z dziewczyną brałem coś najmocniejszego by ją krótko mówiąc upić, dlatego też nasza wizyta w klubie szybko dobiegała końca. Z Alice nie chciałem stosować tego triku. Pomogła mi, więc nie chciałem traktować jej w ten sposób.
Barman widząc mnie od razu się uśmiechnął. No tak, byłem tutaj dość częstym gościem stąd te znajomości.
- To samo co zwykle Justin? – zapytał mieszając przy tym drinka.
- Tym razem coś słabszego, ale dla mnie to co zwykle – odpowiedziałem opierając się o podświetlaną ladę.
Chwilę później stanęła obok mnie jakaś blondyna. Po jej stroju wywnioskowałem, że przyszła tu tylko w jednym celu. Poza tym już nie pierwszy raz ją tutaj widzę. Pech chciał, że tym razem chciała się do mnie przyczepić.
- Może postawisz mi drinka? – spytała zaplatając pasmo włosów na palca i zaczęła nim kręcić. Spojrzałem na nią i w tym momencie szeroko się uśmiechnęła oblizując przy tym usta. Chciała wyglądać seksownie, ale do tego jeszcze dużo jej brakowało. Zamiast tego wyglądała bardzo żałośnie.
- Chyba pomyliłaś adresy – stwierdziłem po czym zabrałem wcześniej zamówione drinki i odszedłem zostawiając zdezorientowaną dziewczynę.
Dopiero gdy znalazłem się obok Alice poczułem, że to jest właściwe miejsce w którym teraz powinienem być. Podałem jej kolorowego drinka z jakąś babską kolorową parasoleczką.
- Dziękuje – tyle jedynie mogłem wyczytać z jej ruchu warg, muzyka wydawała mi się coraz głośniejsza. Z tego też względu nasze drinki musieliśmy wypić w ciszy. Obydwoje obserwowaliśmy ludzi na parkiecie. Ich ruchy akurat miały mało wspólnego z tańcem, połowa ocierała się o siebie wykonując przy tym dość jednoznaczne ruchy, natomiast druga połowa obściskiwała się w tłumie nie zwracając uwagi na to, że nie są tutaj sami. Takie widoki były dla mnie normą. Co tu dużo mówić, sam nie raz znajdywałem się w takiej sytuacji.


-Alice pov-

Siedziałam razem z Justinem pijąc drinka i patrząc na poczyniania ludzi na parkiecie. Chociaż w sumie wolałabym tego nie widzieć. Jeśli byli aż tak napaleni to mogli zostać w domu, a nie obściskiwać się tak na środku parkietu, fuj. Zerknęłam kątem oka na Justina, ale on całkowicie był pochłonięty monitorowaniem tej sytuacji, która nie bardzo mi się spodobała. Dopiero po chwili zauważył, że mu się przyglądam.
- Coś się stało? – zapytał zaciekawiony nachylając się nad moich uchem. Momentalnie poczułam ciepły oddech na szyi wymieszany z jego perfumami. W żołądku wszystko aż mi podskoczyło, gdy poczułam tą mieszankę. Wtedy też zdałam sobie sprawę, że siedział blisko mnie, nawet bardzo blisko. Nasze uda się stykały, od razu poczułam ciepło również w tym miejscu. Dopiłam drinka nie odpowiadając na wcześniejsze pytanie Justina. Uśmiechnęłam się jedynie po czym on zrobił to samo.
- Chodź – powiedział podając mi rękę. Popatrzyłam na niego zdezorientowana, ale bez żadnych pytań złapałam jego dłoń. Nie wiedziałam gdzie mnie prowadzi, ale to nie było ważne. Czułam się z nim dobrze i póki był obok nie miałam się o co martwić. Omijając parę stolików jak i kilka zataczających się dziewczyn znaleźliśmy się na parkiecie. Z loży wydawał się o wiele mniejszy, teraz stojąc na jego środku byłam pewna, że bym się zgubiła wśród tych ludzi. Ścisnęłam mocniej ręke Justina, odwrócił się w moją stronę patrząc na mnie pytająco.
- Straszny tu tłok – krzyknęłam do niego na co jedynie się zaśmiał. Ugh, rozmowa w klubach to jakaś porażka. 
Będąc w szpilkach byłam prawie tego samego wzrostu co Justin. Tańczyliśmy chwilę w swoim własnym rytmie, gdy nagle chłopak położył dłonie na mojej talii jednocześnie przyciągając mnie do siebie. Znowu odległość między nami była minimalna. Objęłam rękami jego szyję i w takiej pozycji zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki. Tańcząc z Justinem zaczęło mi się wydawać, że na sali znajduje się coraz mniej osób, ale mimo to nadal byłam przy nim bardzo blisko. Wdychałam jego cudowne perfumy nie mogąc się nimi nacieszyć. Nagle podniósł jedną z moich rąk i szybko okręcił mnie na co nie byłam przygotowana. W efekcie źle stanęłam nogą i dość mocno się zachwiałam prawie upadając. Prawie, ponieważ Justin szybko mnie złapał i znalazłam się w jego silnych ramionach. Ta bliskość sprawiła, że się zarumieniłam, nie wiedząc co zrobić wtuliłam głowę w jego szyję. Nie widziałam tego, ale czułam, że na jego twarzy pojawił się uśmiech. Po paru piosenkach postanowiliśmy odpocząć, a przy okazji wypić nowego drinka. Poprzedni nie sprawił, że poczułam się „weselej”, więc teraz poprosiłam by przyniósł coś innego. Chyba nie był pewny co do tego, bo popatrzył na mnie szukając potwierdzenia. Kiwnęłam głową po czym odszedł ponownie do baru.
Justin już długo nie wracał, a mi głupio było siedzieć przez  tak długo czas samej. Postanowiłam, że poszukam mojej „zguby”. Bar był niedaleko, więc nie było mowy bym się zgubiła. Przepchnęłam się przez grupkę ludzi, zaklęłam pod nosem gdy jedna z dziewczyn mało co mnie nie zdeptała, odepchnęłam od siebie jakiegoś pijanego kolesia, który próbował mnie złapać, aż w końcu zobaczyłam kawałek baru. Nie wiedziałam, że ta czynność tyle będzie mnie kosztować, ale już nie było sensu wracać. Zatrzymałam się na chwilę, by przyjrzeć się ludziom przy barze i znaleźć Justina. Długo nie musiałam szukać, był chyba najprzystojniejszym facetem w tym klubie. Niestety widząc go w tym momencie w dość jednoznacznej sytuacji miałam ochotę w trybie natychmiastowym ulotnić się z tego miejsca...

sobota, 25 maja 2013

Six.


Na wstępie taka mała informacja: odcinki będą się pojawiać w zależności od tego na jakim etapie pisania będę. Na razie są dodawane co trzy dni, ale jak wiecie nie zawsze jest czas, by coś napisać, więc nie mogę Wam obiecać, że ta opcja trzech dni będzie funkcjonować przez cały czas.
A teraz zapraszam do czytania i dziękuje za wszystkie Wasze komentarze :)



Postanowiliśmy przeczekać tą fale wściekłości, dopiero gdy zabrakło jej już słów by opisać sytuację zabrałam się do wytłumaczenia tego co źle zrozumiała.
Nie była zachwycona moim zachowaniem.W końcu przyjęłam pod swój dach obcą osobę. Nie obyło się bez kazań na temat morderstw, gwałtów i porwań. Czułam się jakbym miała znowu pięć lat. Na szczęście wiedziałam jak udobruchać swoją rodzicielkę, w kilka minut na stole pojawiły się małe miseczki z jej ulubionymi czekoladowymi lodami. Dzięki Bogu miałam ostatnie pudełko w zamrażalce.W międzyczasie gdy mama delektowała się swoim przysmakiem, Justin oznajmił mi, że to będzie najlepszy moment by się ulotnić. Oczywiście nie mógł zrobić tego w normalny sposób, o nie, nie. Wychodząc krzyknął „do zobaczenia skarbie” kierując te słowa do mnie, na co mama aż zakrztusiła się lodami. Trzasnęłam drzwiami za Justinem, ale i tak słyszałam na korytarzu jego śmiech. Przewróciłam oczami wzdychając głośno. Przynajmniej już nie musiałam się martwić czy czasem nie powie ponownie czegoś głupiego. Nie przejęłam się nawet faktem, że miałam go zawieść do szpitala. W sumie to w ogóle nie powinnam się nim przejmować. Sytuacja w której się znalazł wyniknęła na jego własne życzenie. Nikt mu nie kazał opuszczać szpitala. 

Resztę dnia spędziłam z mamą. Szybko się zebrałam po czym pojechałyśmy na zakupy. Tak dawno na nich nie byłam, że już zapomniałam jakie to fajne uczucie, gdy staje się właścicielką nowej rzeczy. Jedna kobieta potrafi spędzić parę godzin na zakupach, a doliczcie do tego mamę, która do jednego sklepu potrafi wrócić co najmniej trzy razy i za każdym razem wyjść z nową rzeczą. Już zaczęłam ignorować spojrzenia ekspedientek, kiedy spotykałyśmy się po raz kolejny w tym samym dniu, a nawet w tej samej godzinie. Obie obładowane torbami z zakupami zrobiłyśmy sobie przystanek w małej knajpce na rogu ulicy. Przy takim maratonie łatwo można utracić siłę, już nie mówiąc o głodzie.
Zajęłyśmy miejsce przy wielkim oknie z którego miałyśmy widok na ruchliwą ulicę. Szyba była prawdopodobnie dźwiękoszczelna, gdyż żadne hałasy i warkot samochodów do nas nie docierał. Po chwili pojawił się koło nas kelner. Był młody, chyba nawet w moim wieku i do tego całkiem przystojny. Moja mama także to zauważyła, poczułam lekkie kopnięcie pod stolikiem. Posłałam jej groźne spojrzenie po czym szybko się uśmiechnęłam, ponieważ kelner zaczął recytować co nam w dniu dzisiejszym poleca. Nie szczególnie byłyśmy zachwycone jego propozycjami, więc po prostu zamówiłyśmy spaghetti. Gdy kelner odszedł mama od razu przeszła do ataku.
- Bardzo miły chłopak, prawda? – spytała przeglądając równocześnie menu. Myślała, że się nie domyśle o co jej może chodzić.
- Myślę, że jest dla Ciebie troszkę za młody, poza tym tata nie byłby zachwycony – zaśmiałam się na co mama zmarszczyła brwi, a po chwili obydwie śmiałyśmy się z mojego komentarza.
Brakowało mi takiego spotkania. Bez żadnego, no prawie bez żadnego, stresu mogłyśmy się pośmiać, porozmawiać i zjeść. Niby zwyczajna czynność, ale gdy wykonuje się ją raz na jakiś czas od razu inaczej się do tego podchodzi.
Dochodził wieczór, który w większości spędziłam na omawianiu z mamą mojej już byłej pracy w szpitalu. Myślę, że w końcu zrozumiała, że nie ma sensu bym ciągnęła coś co nie sprawia mi przyjemności. Praca była ciekawa, na pewno różniła się od takiej pracy np. w barze czy biurze, ale biorąc pod uwagę ile czasu tam trzeba spędzać, w jakich okolicznościach i z jakimi ludźmi przekreślała moją przyszłość w tym miejscu.
Kiedy już miałyśmy wracać do domu mama zatrzymała mnie przy samochodzie. Spojrzała na mnie z troską w oczach przez co sama zaczęłam się martwić o co może jej chodzić.
- Alice mam nadzieję, że ten cały Justin to wy… No wiesz… - jąkała się, ale ja nadal patrzyłam na nią zdezorientowana – Chodzi mi o seks – wypowiedziała te słowa tak cicho jakby miało ją usłyszeć pół miasta. Moje oczy się powiększyły a po kilku sekundach wybuchłam śmiechem. Ja i Justin? A do tego seks? O nie, nie w życiu!
- Spokojnie mamo nic mnie z nim nie łączy – oznajmiłam gdy już się uspokoiłam i obydwie wsiadłyśmy do samochodu.

-Justin pov-

Po dość dziwnej i równie śmiesznej sytuacji z Alice i jej matką cały czas miałem przed oczami minę brunetki, gdy się z nią żegnałem. Tak łatwo mogłem ją wyprowadzić z równowagi w tamtej chwili, że grzechem byłoby z tego nie skorzystać. Przypominając sobie to wydarzenie na moich ustach zawitał delikatny uśmieszek. Dobrze, że na ulicy było mało ludzi, bo musiałem co najmniej dziwnie wyglądać uśmiechając się sam do siebie. Zatrzymałem się tam gdzie umówiłem się z Jamesem. Miał po mnie przyjechać, ale oczywiście musiał się spóźniać. Założyłem swoje czarne Raybany i usiadłem na murku wyciągając papierosa. Już nie raz próbowałem rzucić to cholerstwo, niestety z zerowym skutkiem. Zacząłem oglądać się wokół siebie modląc się, by ten idiota wreszcie się zjawił. Moje modlitwy zostały wysłuchane, już po chwili siedziałem wygodnie w Range Roverze.
- No to opowiadaj Bieber – powiedział James nie odrywając wzroku z jezdni. Po wypadku jednego z naszych kumpli stał się strasznie ostrożny na drodze co czasami doprowadzało mnie do wściekłości. Jak można się wlec na autostradzie gdy inni dociskają pedał gazu jak najbardziej się da?!
Popatrzyłem na niego zaciągając się papierosem. Otworzyłem okno i wyrzuciłem peta nie przejmując się czy czasami nie trafiłem w jakiegoś człowieka przechodzącego chodnikiem.
- Opowiadać o czym? – spytałem tym razem szukając jakiejś porządnej muzyki w odtwarzaczu chłopaka. Jak dobrze, że zostawiłem mu płytę z rapem.
- Nie udawaj niewiniątka! Obydwoje wiemy jak kończą się Twoje przygody z takimi laskami – uśmiechnął się, ale mi wcale nie było do śmiechu. Coś we mnie drgnęło, że porównywał Alice do dziewczyn typu pierwsza lepsza. Od razu kiedy ją zobaczyłem po raz pierwszy miałem świadomość, że z nią nie będzie tak łatwo. Czy ona w ogóle wiedziała kim ja jestem?!
- Nie tym razem James, skup się lepiej na drodze – odparłem dając mu do zrozumienia, że ten temat już jest zakończony. Oczywiście nic to nie dało i po kolejnej jego próbie wyciągnięcia ode mnie jakichkolwiek informacji opowiedziałem mu pokrótce co tak naprawdę się wydarzyło w nocy. A właściwie co się nie wydarzyło.
- No ładnie Bieber – zaśmiał się po raz kolejny co powoli zaczynało działać mi na nerwy – Przepuścić taką okazję – uderzył dłonią w kierownicę przeżywając jakby to miało być najważniejszą rzeczą na świecie.
- Wal się – warknąłem pogłaśniając muzykę, przy okazji zagłuszając jego tępe teksty.
Kilka minut później dojechaliśmy do domu, który tak naprawdę funkcjonował w moim życiu jako hotel. Większość czasu spędzałem albo na imprezach albo w trasie. Cały czas coś się działo, nie było chwili bym chociaż mógł pomieszkać we własnym mieszkaniu. Rzuciłem na łóżko torbę z moimi brudnymi szpitalowymi ciuchami i postanowiłem od razu wskoczyć pod prysznic. Gdy już zmierzałem do łazienki usłyszałem dźwięk telefonu. Jedyne na co miałem ochotę to wyrzucić go przez okno, ale ciekawość była silniejsza. Wziąłem do ręki iPhona i spojrzałem na wyświetlacz. Dzwonił menager, żegnaj prysznicu.
- Halo? – wypowiedziałem to w taki sposób by osoba po drugiej stronie dokładnie odczuła, że dzwoni w niewłaściwym momencie.
- Czy Tobie już całkowicie odjebało Bieber?! Wyjeżdżam do Europy, a gdy wracam dowiaduje się, że uciekłeś ze szpitala wyzywając przy tym ordynatora, gdzie Ty masz mózg!?– krzyk Mike'a był donośny nawet przez telefon. Odsunąłem parę centymetrów telefon od ucha, po czym mając nadzieje, że nie będzie się wydzierał przyłożyłem go z powrotem.
- I o co tyle krzyku! – odpowiedziałem równie głośno, a w odpowiedzi dostałem głośne sapnięcie.
- Posłuchaj… Nie będę owijał w bawełne, przegiąłeś Justin. Nie raz ratowałem Cię z chorych sytuacji, tłumaczyłem, świeciłem przed ludźmi oczami tylko po to żeby chronić twój cholerny tyłek, ale wiesz co? Dosyć tego! Nie mam zamiaru już tego robić, dzwonię tylko po to by Cię poinformować, że odchodzę. Nie mam już siły na Twoje nieodpowiedzialne wybryki, nasza współpraca w tym momencie dobiega końca Justin.
Co kurwa? On chyba sobie żartuje.
- To wszystko? – zapytałem starając się nie dać po sobie znać, że ta wiadomość mnie zmartwiła i jednocześnie zdenerwowała. Gdzie on znajdzie lepszą pracę jeśli nie u mnie? Idiota, jeszcze będzie mnie błagał bym go przyjął z powrotem.
- Tak. Do widzenia Justin – to jedyne co usłyszałem przed przerywanym dźwiękiem w słuchawce.
Gapiłem się na telefon przetwarzając powoli wszystkie te słowa, które Mike skierował w moim kierunku. Nie mogłem się z nim nie zgodzić. Wiem, że już nie raz przeginałem, a on ratował mi dupę przed mediami. Byłem pewny, że tym razem też załagodzi sytuację, jak widać myliłem się i to bardzo. Może to znak by z tym wszystkim wreszcie skończyć? Sława była dobra na chwilę, natomiast teraz jest upierdliwą częścią mnie pojawiającą się na każdym kroku. Tak, myślę, że to będzie dobra decyzja.
Zaraz po rozmowie z menagerem, sory, byłym menagerem mój telefon ponownie się odezwał. Co do cholery? Przesunąłem palcem po ekranie widząc, że mam nową nieprzeczytaną wiadomość. Była od James’a.

Szykuj swój tyłek Bieber, dzisiaj o 22 szykuję się konkretna impreza! Będę u Ciebie o 21. 

Czytając tą wiadomość na mojej twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech. O tak, to jest to czego teraz potrzebuję. Zabawie się, zapomnę o kłótni z Mike’em, kto wie może i potowarzyszy mi jakaś nowa dziewczyna. Wiem, wiem miałem z tego wyrosnąć, ale w tym momencie nie pragnąłem niczego innego jak dobrej zabawy w każdym tego słowa znaczeniu.
Miałem jeszcze sporo czasu do imprezy, skierowałem się do łazienki by dokończyć to co wcześniej chciałem zacząć. Po kilkunastu minutach czułem się o wiele lepiej. Czysty, pachnący i co najważniejsze w świeżych ciuchach. Włączyłem głośno muzykę i sięgnąłem do szuflady przy moim barku. Wyciągnąłem z niej jednego jointa, którego kiedyś kumple u mnie zostawili i szybko go odpaliłem. Położyłem się na kanapie, a moja ręka powędrowała za głowę. Paliłem w spokoju wypuszczając ze swoich ust idealne kółka. Rzadko kiedy miałem okazje do takiego wypoczynku, zawsze miałem na głowie pełno spraw, do tego dochodziły głupie zakazy Mike’a bym nie bawił się w używki, bo to tylko zaszkodzi mojej karierze. Pieprzyć moją karierę. W końcu jestem wolny i bardzo się z tego cieszę.
Nagle do mojej głowy wróciła Alice. Myśląc o niej czułem dziwny spokój, a na dodatek podobało mi się to. Stanowiła dla mnie pewnego rodzaju wyzwanie, a jak wiadomo faceci uwielbiają takie wyzwania. Chętnie poznałbym ją bliżej. Ciągnie mnie coś do niej, ale za żadne skarby nie przyznam się do tego. Może to po prostu przelotne uczucie, zaopiekowała się mną i na tym koniec.
Po spaleniu jointa bez namysłu chwyciłem swojego iPhona. W duchu dziękując za swój urok osobisty i naiwność pielęgniarek wyszukałem numer do Alice. Wybierając opcję pisania sms’a przystopowałem na chwilę zastanawiając się co tak właściwie mam jej napisać. Po pierwsze musi to zabrzmieć tak, żeby od razu poznała, że ta wiadomość jest ode mnie, a po drugie nie chciałem wychodzić na jakiegoś ckliwego romantyka, broń Boże. Postawiłem jednak na prostotę. 

Co powiesz na odstresowanie po dzisiejszym dniu? J.

Podpisałem się mając trochę wątpliwości, że nie zrozumie od kogo jest ten sms. Mam nadzieję, że nie ma tak dużo znajomych, których imię zaczyna się na literkę J. Po wysłaniu wiadomości i dostaniu raportu doręczenia zacząłem panikować. Serio. Po raz pierwszy czułem się tak zdenerwowany pisząc do dziewczyny. Zawsze to ja dostawałem tysiące wiadomości od napalonych dziewczyn, teraz sytuacja się zmieniła, a ja za bardzo nie wiedziałem jak się w niej odnaleźć. Przez pierwsze 15 minut patrzyłem w wyświetlacz telefonu tracąc nadzieje, że w ogóle napisze. Gdy minęły kolejne minuty byłem już pewny, że nie odpisze.
Podszedłem do lodówki i wyciągając z niej piwo usadowiłem się przy kuchennej wysepce. Wziąłem jeden duży łyk i lekko się skrzywiłem. Nie było to moje ulubione piwo, ale w tej chwili już nawet się z tym nie liczyłem. Wziąłem kolejny łyk i kolejny… W bardzo krótkim czasie pozbyłem się całej zawartości puszki, którą zgniotłem i rzuciłem do kosza. Już miałem sięgać po kolejne, gdy usłyszałem dźwięk telefonu. Podniosłem się szybko trzaskając drzwiami lodówki i podbiegłem do kanapy gdzie zostawiłem telefon. Szybko odblokowałem iPhona i zacząłem czytać wiadomość.

środa, 22 maja 2013

Five.




W nocy nie mogłam spać. Co chwilę się budziłam, sprawdzałam zegarek, po czym na nowo próbowałam zasnąć. Za którymś razem postanowiłam wyjść do kuchni, by napić się wody. Mając na uwadze to, że mam niespodziewanego gościa starałam się jak najciszej przemieszczać się po kuchni. Oczywiście im bardziej się o to starałam, tym gorzej na tym wychodziłam. Najpierw potknęłam się o krzesło przy blacie, gdy już wymasowałam obolałe miejsce jedna z szafek zaskrzypiała o wiele za głośno, żeby jeszcze było ciekawiej przy otworzeniu lodówki zaczęła wydobywać z siebie dziwne dźwięki. Przechodząc przez ten maraton odgłosów modliłam się w duchu by Justin miał twardy sen. Nalałam do szklanki trochę wody i biorąc ją ze sobą skierowałam się do swojego pokoju. Mimo ciemności twarz Justina była na tyle widoczna bym mogła sprawdzić czy nie zbudziłam go tym hałasowaniem. Nachyliłam się nad nim przyglądając się jak jego twarz spokojnie wyglądała podczas snu. Przypominał małego chłopca. Jego klatka piersiowa co chwilę się podnosiła i opadała, dokładnie to widziałam mimo, że miał na sobie koszulę i podkoszulkę. Wystraszyłam się widząc, że Justin się poruszył. Popędziłam szybko do pokoju jak najciszej zamykając drzwi. Podjęłam kolejną próbę zmuszenia się do snu.
Rano obudziła mnie muzyka, która zdecydowanie przekraczała poziom głośności o tej godzinie. Nie patrząc nawet w lusterko wyszłam z pokoju. W salonie było pusto, koc leżał nieposkładany na ziemi, na stole puste opakowanie po chipsach i pełno okruszków, które również znalazły się na podłodze. Świetnie. Przeczesałam włosy ręką i schyliłam się do dolnej szuflady mojej szafki, by wyciągnąć z niej gumkę do włosów.
- No, no całkiem miłe widoki z rana mi zapewniasz – usłyszałam za sobą męski głos na co od razu podskoczyłam. Przede mną stał Justin w samym ręczniku owiniętym wokół bioder! Gapiłam się na niego jakbym po raz pierwszy widziała chłopaka bez koszulki. No ok, może nie było ich za wielu, ale widok z którym miałam teraz do czynienia był sto razy lepszy od tych poprzednich.
- Em… Cześć! – krzyknęłam, ale zamiast tego z moich ust wydobył się dziwny pisk. Szybko związałam włosy w kitkę i omijając Justina pomaszerowałam do kuchni. Starałam się nie myśleć o tym, że króciutkie spodenki ledwo co zakrywają moje nogi, a Justin paraduje w moim domu prawie że nagi. Chłopak od razu zauważył moje zmieszanie i zaczął chichotać. Nie zwracałam na to uwagi i skupiłam się na przygotowywaniu śniadania.
Szatyn ponownie zniknął w łazience, a po kilku minutach wyszedł już ubrany. Położyłam na stoliku talerz z kanapkami , wzięłam dla siebie jedną i powoli przeżuwając jedzenie obserwowałam jak Justin sprząta ten cały bałagan, który zostawił po sobie w nocy kiedy zapewne dopadł go głód. Gdy już było wystarczająco czysto dołączyłam do chłopaka siadając na kanapie.
- A więc jakie plany na dzisiaj? – zapytał ściągając z kanapki ogórka i wkładając go sobie do ust.
- Zamierzam odwieźć Cię do szpitala, a później…
- Słucham? – Justin wydawał się być co najmniej zdziwiony moją odpowiedzią. Chyba nie myślał, że nic nie zrobię w jego sprawie? Pozwoliłam mu u siebie przenocować, ale to trzeba do końca załatwić. – Nigdzie nie jadę – usłyszałam po chwili na co zmarszczyłam brwi.
- Owszem jedziesz. Trzeba to wszystko odkręcić, a Ty potrzebujesz jeszcze badań kontrolnych – oznajmiłam lekko zirytowana jego postawą. – Nie przyjmuję odmowy – dodałam szybko widząc, że szatyn otwiera usta by coś powiedzieć. Poczułam się dumna, kiedy tak szybko się poddał. Nie miałam ochoty na sprzeczki z samego rana.
- Zrobię to tylko i wyłącznie ze względu na to, że pozwoliłaś mi u siebie przenocować, znaj moją dobroć – zaśmiał się, a szynka wraz z ogórkiem spadła mu na koszulkę. – Nosz kurwa – zaklął głośno podnosząc z ubrania to co mu spadło. Zakryłam usta ręką próbując się nie śmiać, od razu to zauważył.
- Co jest takiego śmiesznego do cholery?! – krzyknął, a właściwie wrzasnął tak, że szklanki stojące na stoliku zadrżały. Mój uśmiech od razu zniknął. Jego humor ot tak nagle się zmienił, a przecież nic złego nie zrobiłam. Tym bardziej nie pozwolę żeby wydzierał się na mnie w moim własnym domu bez powodu. Wstałam bez słowa zabierając ze sobą talerz kanapek. Postawiłam je na kuchennym blacie i usiadłam na jednym z krzesełek tyłem do Justina. Nie chciałam na niego patrzeć w tym momencie. Mimo, że nie byliśmy w tak zażyłych kontaktach, to jednak zabolała mnie jego reakcja. Chłopak nie powinien podnosić głosu na dziewczynę o taką bzdurę. To chore.
- Przepraszam – Justin powiedział to tak cicho, że ledwo usłyszałam jego słowa. – Nie chciałem, naprawdę przepraszam – usłyszałam jego kroki za plecami. Momentalnie poczułam ciepło, które zaczęło się rozchodzić po moim ciele. Spuściłam głowę w dół bawiąc się palcami.
- Ok – szepnęłam nie mając nic więcej do powiedzenia. Nie będę mu przecież teraz prawić kazań o tym jak należy się zachowywać wobec osoby, która nie wyrzuciła go za drzwi i pozwoliła jakoś przetrwać tę noc.
- Popatrz na mnie – jego głos ponownie rozbrzmiał w moich uszach. Już po tak krótkim czasie byłam do niego przyzwyczajona i prawdę mówiąc lubiłam go słuchać. Z takim głosem nie dziwie się, że zrobił karierę.
 Moja głowa nadal była skierowana w dół, po chwili poszedł do mnie  i łapiąc mój podbródek uniósł mi głowę tak, że patrzyłam mu prosto w oczy.
- Przepraszam – powtórzył po raz kolejny tym razem wpatrując się w moje tęczówki. Zawsze starałam się unikać jego wzroku, ale teraz byłam zmuszona patrzeć przez cały czas tylko na niego.
- Już mówiłam, że ok – powiedziałam bez większych emocji, chociaż w środku aż się kotłowało. Nie wiedziałam jak mam zareagować na tą sytuację. Nigdy żaden chłopak nie podniósł na mnie głosu. No chyba że chodziło o kłótnię, ale zazwyczaj tak to u każdego wygląda.
- Przecież widzę, że coś jest nie tak, jesteś jakaś inna – stwierdził głaszcząc palcem po moim podbródku. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nadal trzymał na nim palce.
- Wydaje Ci się – wymusiłam na sobie uśmiech po czym zeszłam z krzesełka – Powinniśmy się zbierać – oznajmiłam szukając kluczyków do samochodu.
- Alice?
- Co? – przewróciłam oczami będąc pewna, że nadal będzie drążył poprzedni temat.
- Chyba nie zamierzasz jechać w tej cholernie kuszącej piżamie? – spytał, a ja spojrzałam w dół. Rzeczywiście, nadal miałam na sobie koszulkę i spodenki. Na moich policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Oczywiście nie uszło to uwadze Justina i po chwili zaczął po raz kolejny chichotać.
- Zaraz wracam – rzuciłam znikając za drzwiami swojego pokoju. Wygrzebałam z szafy parę dżinsów, biały podkoszulek, a na nogi wsunęłam trampki. Z kosmetyczki wyciągnęłam kilka podstawowych kosmetyków i zaczęłam się nimi malować. Byłam w połowie tuszowania rzęs kiedy usłyszałam pukanie, a następnie dzwonek do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Było ledwo po dziewiątej, rzadko kiedy mam gości o tej godzinie, więc to pewnie nic ważnego. Jednak na wszelki wypadek postanowiłam poprosić Justina by sprawdził kto to.
- Justin możesz otworzyć?! – krzyknęłam i powróciłam do malowania gdy usłyszałam jego donośne ‘ok.’. Chwilę późnie zza drzwi usłyszałam kobiecy głos. Nie przerywałam nakładania tuszu, ale zaczęłam się zastanawiać skąd kojarzę ten głos. Był bardzo podobny do… O cholera!
Rzuciłam na biurko kosmetyk, który miałam w tej chwili w ręce. Obejrzałam się w lustrze, czy aby na pewno wszystko z ciuchów mam na miejscu. Przeczesałam włosy i chwyciłam za klamkę. Jednym szybkim ruchem otworzyłam drzwi i już po chwili znalazłam się w salonie.
- Cześć mamo – powiedziałam uśmiechając się pomimo skrępowania.
- Cześć kochanie – mama rozłożyła ręce na znak tego, że mam się do niej przytulić. Podeszłam więc i wtuliłam się w jej klatkę piersiową. Chwilę po tym oderwałam się od niej, a wzrok mamy powędrował na stojącego obok nas Justina. Już po mnie.
- A ten młodzieniec to? – zapytała poprawiając swoją torebkę z prawdziwej skóry. Miała totalną obsesję jeśli chodziło o torebki.
- To… To jest Justin – oznajmiłam posyłając jej w miarę naturalny uśmiech. Od tego udawania zaczęły mnie boleć policzki.
- Witaj Justin – powiedziała podając chłopakowi rękę.
- Miło mi Panią poznać – odpowiedział ściskając delikatnie jej dłoń. Patrzyłam na nich modląc się w duchu żeby nie wynikła z tego jakaś niepotrzebna kłótnia. Już i tak było wystarczająco niezręcznie. Po przywitaniu i przedstawieniu się nastała chwila ciszy. Mój wzrok wędrował z mamy na Justina i z Justina z powrotem na mamę.
- Może się czegoś napijesz? – zapytałam w końcu przerywając ciszę. Mama przytakując uśmiechnęła się po czym zajęła miejsce na kanapie. Zaraz po niej zrobił to samo Justin.
Zaraz, zaraz, co on wyprawia?!
- Już wiem po kim Alice odziedziczyła urodę – słowa Justina uderzyły we mnie jakbym właśnie dostała cegłówką w głowę. Nie zdawał sobie sprawy, że wizyta mojej mamy jest rzadkością, a jeśli już dochodzi do takich spotkań to musi być ku temu poważny powód. Takie teksty i komplementy nie uratują nas z tej dziwnej sytuacji.
- Oh dziękuje – zaśmiała się. ZAŚMIAŁA SIĘ z tego kiepskiego tekstu z którego Justin był bardzo dumny patrząc po jego minie. Chyba im obojgu coś zaszkodziło. Mama nigdy nie wdawała się w dobre relacje z moimi nowymi znajomymi dopóki ich wystarczająco nie poznała. A teraz? Justin jest dla niej całkowicie obcą osobą, a w tej chwili sobie siedzą i żartują jakby znali się od lat. Przyglądała się im z szokiem wypisanym na twarzy, nawet tego nie zauważyli tak byli pochłonięci rozmową. A może ja im przeszkadzam?
- Ekhm – odchrząknęłam starając się zwrócić na siebie uwagę. W kilka sekund ich głowy były skierowane w moją stronę. Podałam mamie szklankę z wodą i wcisnęłam się między nich na kanapie. Justin nie przesunął się nawet milimetr przez co jedna noga zwisała mi na jego kolanie. Uśmiechnął się pod nosem na co ja uderzyłam go w ramię.
- Ała a to za co!? – krzyknął masując obolałe miejsce. Idealnie udawał pokazując, że nie wie o co chodzi. Posłałam mu spojrzenie po którym wiedział, że lepiej zrobi jeśli nie będzie się odzywał. Odwróciłam się w stronę mamy, miałam nadzieje, że wyczytam coś z jej twarzy, ale po chwili się poddałam.
- Coś się stało że przyjechałaś? – zapytałam odkręcając wodę i  biorąc większy łyk. Nie wiedziałam czego się spodziewać.
- Pomyślałam, że odwiedzę moją starszą córeczkę – odpowiedziała uśmiechając się do mnie a po chwili zerkając na Justina. – Teraz wiem, że dobrze zrobiłam – uśmiechnęła się jeszcze szerzej patrząc na nas dwoje.
- To znaczy? – zapytałam równocześnie z Justinem po czym spojrzeliśmy na siebie.
- Jesteście tacy uroczy, nawet mówicie to samo w jednym czasie! – oznajmiła z radością, a ja powoli zaczęłam rozumieć o co jej chodzi. Justin chyba też się w tym połapał, ale oczywiście nic z tym nie zrobił.
- Mamo ja i Justin…
- Tak kochanie, jesteście wspaniałą parą! Jak mogłaś mi nie powiedzieć, że poznałaś takiego miłego chłopaka?! – jej radość wydawała się nie mieć końca. Nigdy tak nie reagowała, gdy przedstawiałam jej swoich chłopaków. Podchodziła do nich bardzo neutralnie, czasami nawet negatywnie, ale to już inna historia. Poza tym Justin nie był moim chłopakiem! Owszem, cała ta sytuacja mogła na to wskazywać, wczesny poranek, odwiedziny mamy no i ja z Justinem w jednym mieszkaniu nie dziwie się, że tak to odebrała. Tylko jak jej to teraz wytłumaczyć, że to wszystko jest pomyłką.
- Jesteśmy tylko znajomymi – w końcu Justin zabrał głos. Tymi słowami jedynie sprowadził na nas wielką lawinę gniewu mamy.
- Jak to znajomymi? Od kiedy to znajomi ze sobą sypiają?! – radość mamy od razu zamieniła się w złość. – Alice myślałam, że lepiej Cię wychowałam! – krzyczała przez co nie mogliśmy zabrać głosu.