Na wstępie taka mała informacja: odcinki będą się pojawiać w zależności od tego na jakim etapie pisania będę. Na razie są dodawane co trzy dni, ale jak wiecie nie zawsze jest czas, by coś napisać, więc nie mogę Wam obiecać, że ta opcja trzech dni będzie funkcjonować przez cały czas.
A teraz zapraszam do czytania i dziękuje za wszystkie Wasze komentarze :)
Postanowiliśmy przeczekać tą fale wściekłości, dopiero gdy
zabrakło jej już słów by opisać sytuację zabrałam się do wytłumaczenia tego co
źle zrozumiała.
Nie była zachwycona moim zachowaniem.W końcu przyjęłam pod swój dach obcą osobę.
Nie obyło się bez kazań na temat morderstw, gwałtów i porwań. Czułam się jakbym
miała znowu pięć lat. Na szczęście wiedziałam jak udobruchać swoją rodzicielkę,
w kilka minut na stole pojawiły się małe miseczki z jej ulubionymi
czekoladowymi lodami. Dzięki Bogu miałam ostatnie pudełko w zamrażalce.W
międzyczasie gdy mama delektowała się swoim przysmakiem, Justin oznajmił mi, że
to będzie najlepszy moment by się ulotnić. Oczywiście nie mógł zrobić tego w
normalny sposób, o nie, nie. Wychodząc krzyknął „do zobaczenia skarbie”
kierując te słowa do mnie, na co mama aż zakrztusiła się lodami. Trzasnęłam
drzwiami za Justinem, ale i tak słyszałam na korytarzu jego śmiech.
Przewróciłam oczami wzdychając głośno. Przynajmniej już nie musiałam się
martwić czy czasem nie powie ponownie czegoś głupiego. Nie przejęłam się nawet
faktem, że miałam go zawieść do szpitala. W sumie to w ogóle nie powinnam się
nim przejmować. Sytuacja w której się znalazł wyniknęła na jego własne
życzenie. Nikt mu nie kazał opuszczać szpitala.
Resztę dnia spędziłam z mamą. Szybko się zebrałam po czym
pojechałyśmy na zakupy. Tak dawno na nich nie byłam, że już zapomniałam jakie
to fajne uczucie, gdy staje się właścicielką nowej rzeczy. Jedna kobieta
potrafi spędzić parę godzin na zakupach, a doliczcie do tego mamę, która do
jednego sklepu potrafi wrócić co najmniej trzy razy i za każdym razem wyjść z
nową rzeczą. Już zaczęłam ignorować spojrzenia ekspedientek, kiedy spotykałyśmy
się po raz kolejny w tym samym dniu, a nawet w tej samej godzinie. Obie
obładowane torbami z zakupami zrobiłyśmy sobie przystanek w małej knajpce na
rogu ulicy. Przy takim maratonie łatwo można utracić siłę, już nie mówiąc o
głodzie.
Zajęłyśmy miejsce przy wielkim oknie z którego miałyśmy
widok na ruchliwą ulicę. Szyba była prawdopodobnie dźwiękoszczelna, gdyż żadne
hałasy i warkot samochodów do nas nie docierał. Po chwili pojawił się koło nas
kelner. Był młody, chyba nawet w moim wieku i do tego całkiem przystojny. Moja
mama także to zauważyła, poczułam lekkie kopnięcie pod stolikiem. Posłałam jej
groźne spojrzenie po czym szybko się uśmiechnęłam, ponieważ kelner zaczął
recytować co nam w dniu dzisiejszym poleca. Nie szczególnie byłyśmy zachwycone
jego propozycjami, więc po prostu zamówiłyśmy spaghetti. Gdy kelner odszedł
mama od razu przeszła do ataku.
- Bardzo miły chłopak, prawda? – spytała przeglądając
równocześnie menu. Myślała, że się nie domyśle o co jej może chodzić.
- Myślę, że jest dla Ciebie troszkę za młody, poza tym tata
nie byłby zachwycony – zaśmiałam się na co mama zmarszczyła brwi, a po chwili
obydwie śmiałyśmy się z mojego komentarza.
Brakowało mi takiego spotkania. Bez żadnego, no prawie bez
żadnego, stresu mogłyśmy się pośmiać, porozmawiać i zjeść. Niby zwyczajna
czynność, ale gdy wykonuje się ją raz na jakiś czas od razu inaczej się do tego
podchodzi.
Dochodził wieczór, który w większości spędziłam na omawianiu
z mamą mojej już byłej pracy w szpitalu. Myślę, że w końcu zrozumiała, że nie
ma sensu bym ciągnęła coś co nie sprawia mi przyjemności. Praca była ciekawa,
na pewno różniła się od takiej pracy np. w barze czy biurze, ale biorąc pod uwagę ile
czasu tam trzeba spędzać, w jakich okolicznościach i z jakimi ludźmi
przekreślała moją przyszłość w tym miejscu.
Kiedy już miałyśmy wracać do domu mama zatrzymała mnie przy
samochodzie. Spojrzała na mnie z troską w oczach przez co sama zaczęłam się
martwić o co może jej chodzić.
- Alice mam nadzieję, że ten cały Justin to wy… No wiesz… -
jąkała się, ale ja nadal patrzyłam na nią zdezorientowana – Chodzi mi o seks –
wypowiedziała te słowa tak cicho jakby miało ją usłyszeć pół miasta. Moje oczy
się powiększyły a po kilku sekundach wybuchłam śmiechem. Ja i Justin? A do tego
seks? O nie, nie w życiu!
- Spokojnie mamo nic mnie z nim nie łączy – oznajmiłam gdy
już się uspokoiłam i obydwie wsiadłyśmy do samochodu.
-Justin pov-
Po dość dziwnej i równie śmiesznej sytuacji z Alice i jej
matką cały czas miałem przed oczami minę brunetki, gdy się z nią żegnałem. Tak
łatwo mogłem ją wyprowadzić z równowagi w tamtej chwili, że grzechem byłoby z
tego nie skorzystać. Przypominając sobie to wydarzenie na moich ustach zawitał
delikatny uśmieszek. Dobrze, że na ulicy było mało ludzi, bo musiałem co
najmniej dziwnie wyglądać uśmiechając się sam do siebie. Zatrzymałem się tam
gdzie umówiłem się z Jamesem. Miał po mnie przyjechać, ale oczywiście musiał
się spóźniać. Założyłem swoje czarne Raybany i usiadłem na murku wyciągając
papierosa. Już nie raz próbowałem rzucić to cholerstwo, niestety z zerowym
skutkiem. Zacząłem oglądać się wokół siebie modląc się, by ten idiota wreszcie
się zjawił. Moje modlitwy zostały wysłuchane, już po chwili siedziałem wygodnie
w Range Roverze.
- No to opowiadaj Bieber – powiedział James nie odrywając
wzroku z jezdni. Po wypadku jednego z naszych kumpli stał się strasznie
ostrożny na drodze co czasami doprowadzało mnie do wściekłości. Jak można się
wlec na autostradzie gdy inni dociskają pedał gazu jak najbardziej się da?!
Popatrzyłem na niego zaciągając się papierosem. Otworzyłem
okno i wyrzuciłem peta nie przejmując się czy czasami nie trafiłem w jakiegoś
człowieka przechodzącego chodnikiem.
- Opowiadać o czym? – spytałem tym razem szukając jakiejś
porządnej muzyki w odtwarzaczu chłopaka. Jak dobrze, że zostawiłem mu płytę z
rapem.
- Nie udawaj niewiniątka! Obydwoje wiemy jak kończą się
Twoje przygody z takimi laskami – uśmiechnął się, ale mi wcale nie było do
śmiechu. Coś we mnie drgnęło, że porównywał Alice do dziewczyn typu pierwsza
lepsza. Od razu kiedy ją zobaczyłem po raz pierwszy miałem świadomość, że z nią
nie będzie tak łatwo. Czy ona w ogóle wiedziała kim ja jestem?!
- Nie tym razem James, skup się lepiej na drodze – odparłem
dając mu do zrozumienia, że ten temat już jest zakończony. Oczywiście nic to
nie dało i po kolejnej jego próbie wyciągnięcia ode mnie jakichkolwiek
informacji opowiedziałem mu pokrótce co tak naprawdę się wydarzyło w nocy. A
właściwie co się nie wydarzyło.
- No ładnie Bieber – zaśmiał się po raz kolejny co powoli
zaczynało działać mi na nerwy – Przepuścić taką okazję – uderzył dłonią w
kierownicę przeżywając jakby to miało być najważniejszą rzeczą na świecie.
- Wal się – warknąłem pogłaśniając muzykę, przy okazji
zagłuszając jego tępe teksty.
Kilka minut później dojechaliśmy do domu, który tak naprawdę
funkcjonował w moim życiu jako hotel. Większość czasu spędzałem albo na
imprezach albo w trasie. Cały czas coś się działo, nie było chwili bym chociaż
mógł pomieszkać we własnym mieszkaniu. Rzuciłem na łóżko torbę z moimi brudnymi
szpitalowymi ciuchami i postanowiłem od razu wskoczyć pod prysznic. Gdy już
zmierzałem do łazienki usłyszałem dźwięk telefonu. Jedyne na co miałem ochotę
to wyrzucić go przez okno, ale ciekawość była silniejsza. Wziąłem do ręki
iPhona i spojrzałem na wyświetlacz. Dzwonił menager, żegnaj prysznicu.
- Halo? – wypowiedziałem to w taki sposób by osoba po
drugiej stronie dokładnie odczuła, że dzwoni w niewłaściwym momencie.
- Czy Tobie już całkowicie odjebało Bieber?! Wyjeżdżam do
Europy, a gdy wracam dowiaduje się, że uciekłeś ze szpitala wyzywając przy tym
ordynatora, gdzie Ty masz mózg!?– krzyk Mike'a był donośny nawet przez telefon.
Odsunąłem parę centymetrów telefon od ucha, po czym mając nadzieje, że nie
będzie się wydzierał przyłożyłem go z powrotem.
- I o co tyle krzyku! – odpowiedziałem równie głośno, a w
odpowiedzi dostałem głośne sapnięcie.
- Posłuchaj… Nie będę owijał w bawełne, przegiąłeś Justin.
Nie raz ratowałem Cię z chorych sytuacji, tłumaczyłem, świeciłem przed ludźmi
oczami tylko po to żeby chronić twój cholerny tyłek, ale wiesz co? Dosyć tego!
Nie mam zamiaru już tego robić, dzwonię tylko po to by Cię poinformować, że
odchodzę. Nie mam już siły na Twoje nieodpowiedzialne wybryki, nasza współpraca
w tym momencie dobiega końca Justin.
Co kurwa? On chyba sobie żartuje.
- To wszystko? – zapytałem starając się nie dać po sobie
znać, że ta wiadomość mnie zmartwiła i jednocześnie zdenerwowała. Gdzie on
znajdzie lepszą pracę jeśli nie u mnie? Idiota, jeszcze będzie mnie błagał bym
go przyjął z powrotem.
- Tak. Do widzenia Justin – to jedyne co usłyszałem przed
przerywanym dźwiękiem w słuchawce.
Gapiłem się na telefon przetwarzając powoli
wszystkie te słowa, które Mike skierował w moim kierunku. Nie mogłem się z nim
nie zgodzić. Wiem, że już nie raz przeginałem, a on ratował mi dupę przed
mediami. Byłem pewny, że tym razem też załagodzi sytuację, jak widać myliłem
się i to bardzo. Może to znak by z tym wszystkim wreszcie skończyć? Sława była
dobra na chwilę, natomiast teraz jest upierdliwą częścią mnie pojawiającą się
na każdym kroku. Tak, myślę, że to będzie dobra decyzja.
Zaraz po rozmowie z menagerem, sory, byłym menagerem mój
telefon ponownie się odezwał. Co do cholery? Przesunąłem palcem po ekranie
widząc, że mam nową nieprzeczytaną wiadomość. Była od James’a.
Szykuj swój tyłek
Bieber, dzisiaj o 22 szykuję się konkretna impreza! Będę u Ciebie o 21.
Czytając tą wiadomość na mojej twarzy pojawiał się coraz
szerszy uśmiech. O tak, to jest to czego teraz potrzebuję. Zabawie się, zapomnę
o kłótni z Mike’em, kto wie może i potowarzyszy mi jakaś nowa dziewczyna. Wiem,
wiem miałem z tego wyrosnąć, ale w tym momencie nie pragnąłem niczego innego
jak dobrej zabawy w każdym tego słowa znaczeniu.
Miałem jeszcze sporo czasu do imprezy, skierowałem się do
łazienki by dokończyć to co wcześniej chciałem zacząć. Po kilkunastu minutach
czułem się o wiele lepiej. Czysty, pachnący i co najważniejsze w świeżych
ciuchach. Włączyłem głośno muzykę i sięgnąłem do szuflady przy moim barku.
Wyciągnąłem z niej jednego jointa, którego kiedyś kumple u mnie zostawili i
szybko go odpaliłem. Położyłem się na kanapie, a moja ręka powędrowała za
głowę. Paliłem w spokoju wypuszczając ze swoich ust idealne kółka. Rzadko kiedy
miałem okazje do takiego wypoczynku, zawsze miałem na głowie pełno spraw, do
tego dochodziły głupie zakazy Mike’a bym nie bawił się w używki, bo to tylko zaszkodzi
mojej karierze. Pieprzyć moją karierę. W końcu jestem wolny i bardzo się z tego
cieszę.
Nagle do mojej głowy wróciła Alice. Myśląc o niej czułem
dziwny spokój, a na dodatek podobało mi się to. Stanowiła dla mnie pewnego
rodzaju wyzwanie, a jak wiadomo faceci uwielbiają takie wyzwania. Chętnie
poznałbym ją bliżej. Ciągnie mnie coś do niej, ale za żadne skarby nie przyznam
się do tego. Może to po prostu przelotne uczucie, zaopiekowała się mną i na tym
koniec.
Po spaleniu jointa bez namysłu chwyciłem swojego iPhona. W
duchu dziękując za swój urok osobisty i naiwność pielęgniarek wyszukałem numer
do Alice. Wybierając opcję pisania sms’a przystopowałem na chwilę zastanawiając
się co tak właściwie mam jej napisać. Po pierwsze musi to zabrzmieć tak, żeby
od razu poznała, że ta wiadomość jest ode mnie, a po drugie nie chciałem
wychodzić na jakiegoś ckliwego romantyka, broń Boże. Postawiłem jednak na
prostotę.
Co powiesz na
odstresowanie po dzisiejszym dniu? J.
Podpisałem się mając trochę wątpliwości, że nie zrozumie od
kogo jest ten sms. Mam nadzieję, że nie ma tak dużo znajomych, których imię
zaczyna się na literkę J. Po wysłaniu wiadomości i dostaniu raportu doręczenia
zacząłem panikować. Serio. Po raz pierwszy czułem się tak zdenerwowany pisząc
do dziewczyny. Zawsze to ja dostawałem tysiące wiadomości od napalonych
dziewczyn, teraz sytuacja się zmieniła, a ja za bardzo nie wiedziałem jak się w
niej odnaleźć. Przez pierwsze 15 minut patrzyłem w wyświetlacz telefonu tracąc
nadzieje, że w ogóle napisze. Gdy minęły kolejne minuty byłem już pewny, że nie
odpisze.
Podszedłem do lodówki i wyciągając z niej piwo usadowiłem
się przy kuchennej wysepce. Wziąłem jeden duży łyk i lekko się skrzywiłem. Nie
było to moje ulubione piwo, ale w tej chwili już nawet się z tym nie liczyłem.
Wziąłem kolejny łyk i kolejny… W bardzo krótkim czasie pozbyłem się całej
zawartości puszki, którą zgniotłem i rzuciłem do kosza. Już miałem sięgać po
kolejne, gdy usłyszałem dźwięk telefonu. Podniosłem się szybko trzaskając
drzwiami lodówki i podbiegłem do kanapy gdzie zostawiłem telefon. Szybko
odblokowałem iPhona i zacząłem czytać wiadomość.
extra.nie moge doczekac sie nastepnego
OdpowiedzUsuńsuuper kiedy nn? ;D
OdpowiedzUsuńnapisałam na samym początku informacje
UsuńDobry rozdział. :>
OdpowiedzUsuńCiekawe czy to Alice czy ktoś inny.
A może to Alice zostanie nowym menagerem Justina? To by mogło być interesujące.
No ale czekam na następny.
I zapraszam do mnie: http://theway-i-feel.blogspot.com/
Wow ! czytam wieleeee blogów ale uwierz że ten jest najlepszy ! z każdym momentem jest coraz ciekawiej :D czytam, czytam i nie mogę przestać ! chcę następną część :D pozdrawiam i życzę aby wszystkie posty takie zajebiste były !
OdpowiedzUsuńKULKA :**
osszzz ty potworku:) juz nie moge sie doczekac nastepnego !!!
OdpowiedzUsuńUrwać w takim momencie ? :C Nie mogę doczekać się kolejnego ;3
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać :33
OdpowiedzUsuń